Jolanta Budzowska

radca prawny

Partner w kancelarii Budzowska Fiutowski i Partnerzy. Radcowie Prawni (BFP) z siedzibą w Krakowie. Specjalizuje się w reprezentacji osób poszkodowanych w cywilnych procesach sądowych w sprawach związanych ze szkodą na osobie, w tym w szczególności z tytułu błędów medycznych oraz z tytułu naruszenia dóbr osobistych.
[Więcej >>>]

To jest dość krótka relacja jak na fakt, że podsumowuje długoletnie postępowanie w sprawie śmierci młodej kobiety. Przyczyną jej zgonu był krwotok wewnętrzny. Proces, toczący się blisko 9 lat, zakończył się prawomocnym wyrokiem zasądzającym na rzecz męża, dzieci i matki zmarłej pacjentki łącznie (z odsetkami za czas trwania procesu) ponad 2,5 mln zł. Dzieciom przyznano także rentę miesięczną. 

Sąd Okręgowy w Katowicach, biorąc pod uwagę ogromną krzywdę i szkodę, jaką wyrządziła najbliższym zmarłej kobiety jej śmierć, za odpowiednie zadośćuczynienie i odszkodowanie za pogorszenie sytuacji życiowej uznał kwotę 300 tys. dla męża zmarłej, po 200 tys. zł dla trójki dzieci oraz 125 tys. zł. dla matki i 105 tys. zł. dla ojca zmarłej.

Wyrok wstępny w sprawie o błąd medyczny

Proces ma długą historię, bowiem w sprawie, w pierwszej kolejności został wydany wyrok wstępny (wyrok SO w Katowicach z dnia 20.07.2020 r., Sygn. akt I C 975/15). Wówczas Sąd uznał powództwo za usprawiedliwione co do zasady. Wyrok ten został utrzymany w mocy przez Sąd Apelacyjny (wyrok SA w Katowicach z dnia 18 czerwca 2021 roku Sygn. akt I ACa 794/20). Następnie – ponownie – Sąd Okręgowy orzekał co do konkretnych żądań pozwu (Wyrok SO w Katowicach z dnia 30 listopada 2023 r.).

Krwotok wewnętrzny po porodzie

Poszkodowani dochodzili roszczeń związanych ze śmiercią kobiety, która miała miejsce w 2015 r. w wyniku krwotoku pooperacyjnego. Doszło do niego w krótkim czasie po porodzie najmłodszego syna pacjentki.

Dwie wcześniejsze ciąże pacjentki rozwiązano w drodze cięcia cesarskiego z uwagi na jej wadę wzroku oraz wcześniejsze porody przedwczesne. W konsekwencji, i tę ciążę zakończono w trybie planowym drogą zabiegową.

W trakcie operacji doszło do nacięcia na 1/3 obwodu lewej tętnicy macicznej. Operator zaopatrzył krwawiące miejsce. Po upewnieniu się, że uzyskano hemostazę, zadecydował o zamknięciu powłok i zakończeniu operacji. W dokumentacji operacyjnej potraktowano operację jako typową. Nie zaznaczono żadnych komplikacji. Po zakończeniu operacji pacjentkę bez problemu wybudzono, a anestezjolog przyznała jej 10 pkt w skali Aldreta. Była przytomna, w pełnym logicznym kontakcie oraz była wydolna oddechowo i krążeniowo. W karcie pooperacyjnej uwidoczniono o godzinie 16.45 pomiar ciśnienia 140/80 oraz tętno 100.

Niewystarczająca opieka pooperacyjna

Po operacji pacjentka została przekazana pod opiekę położnych, które oprócz opieki nad nią zajmowały się pacjentkami na oddziale. Opieka odbywała się na sali porodowej po przeniesieniu na łóżko szpitalne. W karcie zaleceń zalecono monitorowanie saturacji (SaO2) oraz częstotliwości oddechów i tętna (RR/HR), a także tlenoterapię i płynoterapię. Operator uznał, że pacjentka nie wymaga ponadstandardowej opieki. O godzinie 17.00 zmierzono pacjentce ciśnienie, które wynosiło 110/70 oraz tętno – 70. O 17.26 mąż ostatni raz rozmawiał z żoną przez telefon.

Według dokumentacji, pacjentka była kontrolowana przez położne co 15 minut.  Ostatnie wpisane pomiary ciśnienia pochodzą z godz. 19.00 i o 19.10. O godzinie 19.15 jedna z położnych zauważyła, że pacjentce zsunęła się ręka z łóżka. Zauważyła też, że pacjentka jest nieprzytomna. Zawiadomiła lekarza. Rozpoczęto resuscytację. Wezwani anestezjolodzy stwierdzili, że pacjentka jest bez kontaktu, bez oznak życia. Prowadzona akcja nie przyniosła rezultatu i o godzinie 19.50 stwierdzono zgon pacjentki.

Przyczyną śmierci krwotok wewnętrzny

Wykonana sekcja zwłok wykazała, że jama otrzewnowa zmarłej pacjentki zawierała około 2 litry płynnej, częściowo skrzepłej krwi. Stwierdzono uszkodzenie pełnościenne ściany tętnicy macicznej lewej niepełno obwodowe, tuż przy ścianie macicy. Uszkodzone było 1/3 obwodu tętnicy, na odcinku około  2-3 mm. Biegli stwierdzili, że przyczyną zgonu było uszkodzenie lewej tętnicy macicznej wraz z następstwami.

Sąd ustalił, że opieka pooperacyjna w pozwanym szpitalu była zorganizowana w sposób prawnie dopuszczalny, ale poniżej zaleceń Polskiego Towarzystwa Anestezjologicznego. Prowadzony przez pozwaną nadzór nad pacjentką nie był wystarczający. Personel szpitala przeoczył symptomy, które powinny występować przy tak dużym krwawieniu pacjentki i utracie 2 litrów krwi.

Nierzetelna dokumentacja medyczna

Zdaniem sądu, istniały poważne wątpliwości co do rzetelności sporządzonej dokumentacji. Świadczyła o tym choćby adnotacja, że o godzinie 19.10 pacjentka jest w kontakcie i ma prawidłowe parametry, a 5 minut później jest nieprzytomna i ma ciśnienie nieoznaczalne, co stwierdził wezwany lekarz. Tymczasem 5 minut wcześniej pacjentka miała mieć ciśnienie normalne i być w kontakcie z położną. W kontekście utraty przez nią dwóch litrów krwi wydaje się to niemożliwe.

Krwotok wewnętrzny

Krwotok wewnętrzny

Trafnie wskazał biegły powołany w tej sprawie, że opieka nad pacjentką po cesarskim cieciu ma być tak prowadzona, by wykryć symptomy krwotoku i przeprowadzić reoperację. Sytuacja, gdy pacjentka praktycznie do samej zapaści nie wykazuje objawów, jest atypowa.  Personel szpitala powinien dostrzec objawy i odpowiednio zareagować. Skoro tego nie uczynił, to szpital ponosi odpowiedzialność cywilną (finansową) za śmierć pacjentki.

Braki w dokumentacji medycznej

Dużą wagę ma stwierdzenie sądu zawarte w uzasadnieniu wyroku, że istotne znaczenie w ocenie prawidłowości przebiegu leczenia pacjentów ma obowiązek prawidłowego prowadzenia dokumentacji medycznej. Sąd podkreślił:

„Wszelkie braki w tym zakresie obciążają pozwanego, gdyż to szpital ma zapewnić prawidłowość jej prowadzenia. Jeżeli jakieś istotne okoliczności nie zostały ujęte w dokumentacji, to pozwany nie może skutecznie powołać się na ich przeprowadzenie.”

Sąd stwierdził jednoznacznie, że brak zapewnienia prawidłowej opieki pooperacyjnej, która pozwoliłaby na odpowiednio wczesne wykrycie i zaopatrzenie krwotoku wewnętrznego u zmarłej pacjentki stanowił zawinione zaniedbanie pozwanego. Poziom wiedzy medycznej w tym czasie bezsprzecznie wskazywał, że dla uniknięcia ryzyka braku zdiagnozowania wystąpienia najpoważniejszego powikłania pooperacyjnego w postaci krwotoku wewnętrznego, konieczne było zapewnienie szerszego, stałego, rzetelnego i fachowego monitoringu pooperacyjnego pacjentki.

Krwotok wewnętrzny a brak należytej opieki

Zaniedbanie pozwanego szpitala dotyczyło przede wszystkim niewłaściwej organizacji opieki pooperacyjnej w pozwanym szpitalu. Wyrażało się to w braku powierzenia tej opieki osobom, które potrafiłyby relatywnie szybko wykryć krwotok wewnętrzny i które odpowiednio monitorowałyby stan pacjentki. Nie bez znaczenia był też niewłaściwie, nierzetelnie prowadzony monitoring parametrów życiowych pacjentki.

Zaniedbania te pozostawały w adekwatnym związku przyczynowo – skutkowym ze śmiercią pacjentki. Nie pozwoliły na odpowiednio wczesne wykrycie krwawienia wewnętrznego u pacjentki. Ze statystycznie dużym prawdopodobieństwem odpowiednio wczesne rozpoznanie pozwoliłoby na podjęcie reoperacji i zaopatrzenie krwawienia. A w konsekwencji uratowano by pacjentce życie.

Więcej o tej sprawie można też przeczytać tutaj:

„Dwie godziny na śmierć”

„Krwotok i wstrząs po cięciu cesarskim”

Ułożenie potylicowe tylne dziecka nie stanowi bezwzględnego wskazania do rozwiązania ciąży drogą cięcia cesarskiego. Mogą jednak w takim przypadku wystąpić względne wskazania do porodu zabiegowego. Niedostrzeżenie ich na czas, skutkujące niedotleniem dziecka podczas porodu, to powód do żądania od szpitala odszkodowania za błąd medyczny, zadośćuczynienia i renty dla dziecka. 

Poród siłami natury dziecka w ułożeniu potylicowym tylnym, jakkolwiek możliwy, nawet bez dodatkowych ryzyk, na przykład  związanych z budową kobiety ciężarnej, jest bardzo trudny. Tylko 35 % takich porodów odbywa się bez powikłań. Oznacza to tym samym, że 2/3 porodów w ułożeniu potylicowym tylnym skutkuje problemami zdrowotnymi u matki lub dziecka.

Ułożenie potylicowe tylne – poród niefizjologiczny

Niewątpliwie taki poród należy zaliczyć do niefizjologicznych. Poród dziecka w ułożeniu potylicowym tylnym z założenia wiąże się ze zwiększonym ryzykiem, a nawet nie w każdej sytuacji będzie możliwy. Niezależnie od wybranego sposobu rozwiązania ciąży, poród powinien zostać poprzedzony uzyskaniem świadomej zgody rodzącej pacjentki. Pacjentka musi być dokładnie poinformowana o sytuacji położniczej i o ryzyku.  Ponadto taki poród – drogami natury – wymaga prowadzenia przez bardzo doświadczonego lekarza położnika.

Ułożenie potylicowe tylne

Ułożenie potylicowe tylne

Błędna kwalifikacja do porodu drogami natury

W jednej z prowadzonych przeze mnie spraw dziecko było w ułożeniu potylicow0 tylnym, a jego mama osobą bardzo drobną, z wąską miednicą.  Poród siłami natury przy ułożeniu potylicowym tylnym dziecka w takich warunkach był niezwykle ryzykowny. Co za tym idzie: przeciwwskazany. Mimo to do takiego porodu dopuszczono, nie informując rodzącej o ryzyku i nie pytając o jej zgodę.

Co więcej, ten wyjątkowo trudny poród prowadziła samodzielnie położna. Lekarz pojawił się na sali porodowej dopiero w II okresie porodu. Wcześniej, przez dłuższy czas, lekarz nie badał rodzącej, nie kontrolował przebiegu porodu i wstawiania się główki do kanału rodnego. Nie weryfikował więc podjętej uprzednio przez siebie decyzji o zakwalifikowaniu pacjentki do porodu drogami natury. Ponadto w II okresie lekarz również nie wziął aktywnego udziału w porodzie, poprzestając na zleceniu oksytocyny. Ta decyzja  również była co najmniej kontrowersyjna.

Lekarz rezydent bez nadzoru

Co więcej, lekarz nadzorujący w ten sposób poród był rezydentem, i to dopiero  na pierwszym roku specjalizacji. Nie ma wątpliwości, że miał niewielkie doświadczenie. Zgodnie z przepisami powinien pracować pod nadzorem starszego, doświadczonego lekarza, szczególnie prowadząc poród niestandardowy i trudny. Mimo to jego decyzji nikt z nim nie konsultował i nie weryfikował.

Istotne jest również to, że od przyjęcia do szpitala, przez 2 godziny rodząca pozostawała właściwie bez jakiejkolwiek opieki, poza jednorazowym badaniem lekarskim przy przyjęciu.

Do momentu przyjazdu prywatnej położnej, wezwanej na prośbę rodzącej, nikt nie kontrolował przebiegu porodu, tętna dziecka, wstawiania się główki do kanału rodnego, siły skurczów ani samopoczucia rodzącej. Innymi słowy pacjentka, mimo, że była w szpitalu, rodziła zupełnie sama. Był to ten okres porodu, w którym można było – właściwie nadzorując poród – zidentyfikować wszystkie problemy położnicze i podjąć adekwatne decyzje. Niestety tak się nie stało.

Prywatna położna podczas porodu

Mogłoby budzić wątpliwości, czy skoro rodzącej po pewnym czasie zaczęła towarzyszyć prywatna położna, to czy szpital odpowiada za przebieg porodu.

Odpowiedź jest prosta.

Dla odpowiedzialności szpitala nie ma znaczenia fakt, że przy porodzie pacjentce  towarzyszyła „umówiona” położna. Rodząca zgłosiła się do porodu w szpitalu i do szpitala została przyjęta. Przyjmując pacjentkę do porodu szpital wziął odpowiedzialność za sprawowaną nad nią opiekę. Opieka ta, zarówno jeśli chodzi o opiekę lekarską, jak i opiekę położnej, powinna być sprawowana przez personel szpitala. Powinna też odbywać się zgodnie z przyjętymi standardami, a nade wszystko zgodnie z aktualną wiedzą medyczną. Tzw. „prywatna położna” pełni wyłącznie rolę bliskiej pacjentce osoby, która na życzenie pacjentki towarzyszy jej przy porodzie.

Obecność „umówionej” położnej, niezależnie od jej kwalifikacji zawodowych, nigdy nie zwalnia szpitala z odpowiedzialności za poród.  Nie pozwala też szpitalowi scedować na taką osobę towarzyszącą własnych obowiązków szpitala związanych z opieką nad pacjentami. Jeżeli do takiej sytuacji dochodzi, to dzieje się tak na wyłączne ryzyko i odpowiedzialność szpitala, który, zupełnie niezależnie od wcześniejszej decyzji pacjentki, sam również powierza takiej osobie prowadzenie porodu.

Ułożenie potylicowe tylne – proces o odszkodowanie

Ten poród zakończył się źle. Doszło do niedotlenienia dziecka. Można było tego uniknąć, gdyby od początku właściwie zidentyfikowano ryzyka i wybrano – wspólnie z pacjentką – najbezpieczniejsze rozwiązanie.

Proces o odszkodowanie za błąd medyczny związany z porodem dziecka w położeniu tylnym potylicowym jest w toku.

 

Kilka dni temu zapadł niezwykle istotny wyrok dotyczący kwestii badań prenatalnych i zakresu informacji, jakie lekarz ginekolog ma przekazać kobiecie w ciąży.

Wystąpiliśmy z pozwem w imieniu klientki i jej męża, ponieważ w toku ciąży doszło do poważnych błędów w diagnozie i – świadomego lub nie – wprowadzenia pacjentki przez lekarza w błąd odnośnie stanu zdrowia jej dziecka.

Badania w trakcie ciąży

Lekarz prowadził ciążę pacjentki prywatnie. Przez cały okres ciąży wykonywał obowiązkowe oraz dodatkowe badania USG, oceniając dobrostan płodu.  Na ich podstawie zapewniał pacjentkę, że płód rozwija się prawidłowo i nie ma powodów do obaw.

Wada rozwojowa stwierdzona po porodzie

Po porodzie u noworodka stwierdzono istotne wady rozwojowe. Dziecko nie miało kończyny górnej prawej od wysokości obręczy barkowej. Kończyna górna lewa złożona była jedynie z ramienia oraz fragmentu przedramienia. Nie można sobie nawet wyobrazić tego, co czuli rodzice dowiadując się o stanie zdrowia wyczekiwanego dziecka.

W naszej ocenie wada rozwojowa dziecka była możliwa do wykrycia w ciąży. Lekarz nie opisał jej jednak w wykonywanych i wydawanych pacjentce opisach badań USG. Te opisy były nie tylko niezgodne z prawdą, ale również nie spełniały wymagań stawianych przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne.

Niepełne badania USG

Nasze zarzuty potwierdził powołany przez sąd biegły. W jednym z badań USG ginekolog nie podał wieku ciążowego według daty ostatniej miesiączki. Pomiary biometryczne wykonał w niepełnym zakresie, na przykład nie zmierzył obwodu główki HC. Odnotowano natomiast wartości wymiaru dwuciemieniowego BPD, obwodu brzucha AC oraz zmierzono długość kości udowej FL, ale już nie wykonano pomiaru HC. Anatomia płodu nie została odrębnie opisana. Ginekolog ograniczył się do lakonicznego, zbiorczego zdania: „anatomia płodu bez uchwytnych nieprawidłowości”. I dodał: „dłonie złożone w pięści”.

W kolejnym, trzecim badaniu USG, wykonanym w terminie badania przesiewowego zaawansowanie biometryczne ciąży oceniono na podstawie trzech, zamiast czterech podstawowych parametrów pomiarowych. Nie podano wieku ciążowego według daty ostatniej miesiączki. Anatomia płodu nie została oceniona. Podano oczekiwaną masę płodu z pominięciem określenia lokalizacji w siatce centylowej.

Zapewnienia ginekologa

Podczas wizyt lekarskich, prowadzący ciążę lekarz zapewniał pacjentkę o braku komplikacji oraz prawidłowym przebiegu ciąży i prawidłowym rozwoju płodu.

Poród drogami natury przebiegł bez powikłań. W badaniu fizykalnym chłopca stwierdzono gotyckie podniebienie oraz wadę rozwojową kończyn górnych – całkowity brak kończyny górnej prawej od wysokości obręczy barkowej, skróconą kończynę górną lewą – brak przedramienia, nieprawidłowo wykształconą dłoń. Rodzice dziecka była w szoku.

Wada rozwojowa – amelia (fokomelia)

U płodu stwierdzono wadę rozwojową pod postacią amelii/fokomelii. Polega ona na braku całej kończyny lub braku części kończyny. Powstaje z powodu nieprawidłowego rozwoju kończyn płodu podczas wczesnego etapu rozwoju zarodkowego ciąży.

Ciężki stan uszkodzenia płodu cechował się niedwracalnością, bowiem stan dziecka w przyszłości nie ulegnie zmianie. Przedmiotowy przypadek spełniał kryteria ciężkiego kalectwa, a więc ciężkiej i nieodwracalnej wady rozwojowej i spełniał kryteria do kwalifikacji do legalnej terminacji ciąży w stanie prawnym obowiązującym przed wyrokiem trybunału Julii Przyłębskiej.

Wyrok sądu w sprawie badań prenatalnych

Sąd orzekający w tej sprawie, po przeprowadzeniu postepowania dowodowego, które potwierdziło wszystkie nasze zarzuty, nie miał wątpliwości, że opisy badań lekarza wykonującego USG u pacjentki w czasie ciąży nie były zgodne ze stanem rzeczywistym, a lekarz nie dołożył należytej staranności podczas wykonywania badań.

Wada rozwojowa u dziecka powinna być rozpoznana na etapie prenatalnej diagnostyki USG szczebla podstawowego, a więc podczas standardowych badań przesiewowych USG, które należy wykonać u każdej ciężarnej kobiety w Polsce.

Badania prenatalne

Brak usprawiedliwienia dla ginekologa

Nie wystąpiła w tej sprawie żadna okoliczność, która mogłaby utrudnić wizualizację. Już na etapie pierwszego badania przesiewowego szczebla podstawowego (11-14 tydzień ciąży), lekarz powinien ocenić anatomię płodu, w tym sprawdzić, czy płód ma dwie ręce i dwie nogi, oraz czy kończyny górne składają się z trzech części: ramion, przedramion i dłoni.

Drugie (18-22 tydzień ciąży) i trzecie badanie ultrasonograficzne (28-32 tydzień ciąży) związane było natomiast z koniecznością przeprowadzenia przez lekarza szczegółowej oceny narządów płodu pod kątem występowania wad wrodzonych. Ocenie powinny podlegać wówczas również cztery kończyny, w tym minimum oceny powinno objąć uwidocznienie kości długich dłoni i stóp.

Nieprawdziwe informacje w dokumentacji medycznej

Lekarz w dokumentacji medycznej odnotował nieprawdziwe informacje. Gdyby postąpił prawidłowo, po stwierdzeniu lub podejrzeniu wady rozwojowej właściwym dalszym postępowaniem byłoby skierowanie ciężarnej do właściwej placówki referencyjnej.

Właściwa diagnoza lekarza nie uchroniłaby co prawda dziecka przed niepełnosprawnością, ale dałaby możliwość rodzicom przygotowania się do urodzenia dziecka z niepełnosprawnością, zaplanowania działań leczniczych, a przede wszystkim podjęcia świadomej decyzji o podtrzymywaniu ciąży czy też jej legalnej terminacji.

Zadośćuczynienie dla rodziców

Rodzicom dziecka sąd przyznał rodzicom zadośćuczynienie za krzywdę spowodowaną bezprawnym naruszeniem ich dóbr osobistych w postaci prawa do planowania rodziny i wynikającego z niego uprawnienia do świadomego podjęcia decyzji o utrzymaniu lub przerwaniu ciąży.

Na ich rzecz sąd zasądził też zadośćuczynienie za naruszenie praw pacjentów – po 25.000 zł za każde z naruszeń. Na rzecz matki za naruszenie jej prawa do informacji oraz prawa do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należytą starannością, a na rzecz ojca tytułem naruszenia jego prawa do informacji.

Wyrok zapadł w marcu br., nie jest prawomocny.

Cięcie cesarskie na życzenie?

Jolanta Budzowska18 lutego 20244 komentarze

W wielu procesach reprezentuję dzieci, które są ciężko poszkodowane na zdrowiu dlatego, że w trakcie porodu nie wykonano na czas cięcia cesarskiego. Z drugiej strony, prowadzę też postępowania w imieniu matek, które doznały uszczerbku na zdrowiu w wyniku wykonanego cięcia cesarskiego.

Według ekspertów odsetek cięć cesarskich nie powinien przekraczać 20% wszystkich porodów. W Polsce jest to blisko 48%.

Wskazania do cięcia cesarskiego

W opinii położników, na wysoką liczbę cięć w Polsce wpływ mają:

  • Ograniczony dostęp do znieczulenia okołoporodowego. Kobiety boją się bólu, co jest oczywiste i uzasadnione.
  • Brak wiedzy przyszłych rodziców, że cięcie cesarskie nie jest idealnym, pozbawionym wad rozwiązaniem.
  • „Naciągane” wskazania pozapołożnicze, wśród których są wskazania ortopedyczne, laryngologiczne czy kardiologiczne do cięcia cesarskiego. Ostateczną decyzję podejmuje lekarz położnik i jeśli nie uwzględni takiego wskazania, a dojdzie do powikłań, to na nim będzie ciążyć odpowiedzialność. Popularnym wskazaniem jest nieprzepracowana tokofobia – lęk przed ciążą i porodem drogami natury, lęk przed skurczami macicy.
  • Przekonanie wśród lekarzy, że „nikt nikogo nie oskarżył za wykonane cięcie, a wielu za niewykonane lub wykonane za późno”.
  • Podejście lekarza: poród drogami natury trwa i trzeba go odpowiednio nadzorować, cięcie można zaplanować w dogodnym dla lekarza (i pacjentki) terminie.
  • Fakt, że w Polsce wykonuje się wiele niepotrzebnych, wykonywanych na zasadzie rutyny, nacięć krocza.

Cięcie cesarskie na życzenie?

Ja dodam do tego jeszcze jedną, według mnie najważniejszą przyczynę zbyt wielu cięć cesarskich. Jednym z istotnych czynników, który powoduje, że kobiety chcą mieć tak zwane cięcie cesarskie na życzenie, jest obawa przed jakością prowadzenia porodu naturalnego. Lęk przed tym, że nie będzie w porę wychwycone zagrożenie dla dziecka i nie będzie w porę właściwej reakcji.

Niedotlenienie podczas porodu 

Takich sytuacji jest niestety nadal zbyt dużo. W jednym z procesów prowadzonych przez kancelarię BFP zapadł niedawno wyrok karny. Sąd skazał lekarkę odpowiedzialną za prowadzenie porodu, w trakcie którego zmarło dziecko, na karę 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Skazana ma też zapłacić grzywnę i nawiązkę na rzecz poszkodowanych rodziców. Straciła prawo wykonywania zawodu na 2 lata.

Niedotlenienie dziecka przez błędy lekarza

Biegli stwierdzili, że do śmierci dziecka doszło w wyniku szeregu nieprawidłowości popełnionych przez lekarkę, która nie nadzorowała dobrostanu dziecka w sposób należyty. Po pierwsze, nie zapoznała się z pierwszym zapisem KTG pacjentki. Zapis ten nie był prawidłowy. Był wskazaniem do co najmniej wdrożenia stałego monitorowania tętna płodu za pomocą aparatu KTG. W razie jakichkolwiek dalszych nieprawidłowości trzeba było natychmiast zabiegowo zakończyć ciążę.

Cięcie cesarskie na życzenie?

Cięcie cesarskie na życzenie?

Na dalszym etapie porodu oskarżona niewłaściwie zareagowała na zanik tętna dziecka i odpłynięcie zielonych wód płodowych. Tętno co prawda odnaleziono, jednak nie dało się go monitorować za pomocą KTG. Oskarżona zdecydowała, aby mimo to poród prowadzić dalej naturalnie, przez dalszą godzinę. Tymczasem, w obliczu objawów zagrożenia płodu oraz braku możliwości należytego monitorowania tętna płodu, ciążę należało pilnie zakończyć za pomocą cięcia cesarskiego. Niestety, dziecko urodziło się martwe.

Czyn oskarżonej Sąd ostatecznie zakwalifikował jako przestępstwo z art. 160 § 1 i 2 k.k., tj. umyślne narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez sprawcę, na którym ciąży obowiązek opieki nad osobą narażoną.

O tym, że niełatwo jest udowodnić w procesie, czy to cywilnym czy karnym, opóźnienie w decyzji o cięciu cesarskim, możesz przeczytać też w poście „Niedotlenienie podczas porodu – jak to widzą biegli”.

Cięcie cesarskie na życzenie – zagrożenia dla matki

Jak wspomniałam, trafiają też do mnie kobiety poszkodowane na skutek powikłań po cięciu cesarskim. Większość takich sytuacji nie uprawnia jednak do odszkodowania za błąd medyczny. Dlaczego? Bo cięcie cesarskie to poważna operacja. Należy się więc liczyć z tym, że jak z każdym zabiegiem – wiąże się z nią ryzyko powikłań niezawinionych przez personel medyczny i takich zdarzeń medycznych, za które niezwykle trudno jest udowodnić komukolwiek odpowiedzialność.

Należą do nich m.in.:

  • powikłania śródoperacyjne – uszkodzenie narządów jamy brzusznej, m.in. dróg moczowych czy jelit, krwotok;
  • zakażenia rany;
  • powikłania odległe przy kolejnych ciążach, np. ryzyko ciąży w bliźnie czy zrosty.
Poród naturalny czy przez cc?

Cięcie cesarskie na życzenie?

Cięcie cesarskie na życzenie – zagrożenie dla dziecka

Generalnie, cięcie cesarskie nie jest korzystne dla noworodka. Poród drogami natury jest pożądanym okresem adaptacji dziecka z życia macicznego, środowiska wodnego – do życia pozamacicznego. Przy cięciu cesarskim nie ma etapu, kiedy w trakcie porodu ściany kanały rodnego uciskają płuca dziecka, a płyn owodniowy jest samoistnie ewakuowany. Powoduje to większą liczbę powikłań oddechowych u noworodków.

Po przejściu przez drogi rodne noworodek kolonizuje się też florą bakteryjną matki, co kształtuje jego układ immunologiczny na przyszłość i zapobiega wielu chorobom. Tego „cesarka” nie zapewni.

Jak uniknąć powikłań okołoporodowych?

Podsumowując: nie dziwię się tym rodzącym, które nawet mając świadomość ryzyka dla siebie i dla dziecka, związanego z cięciem cesarskim, boją się  tego, że w sytuacji komplikacji w trakcie porodu drogami natury dojdzie do niedotlenienia dziecka, a skutkom nie uda się zapobiec.

Nie dziwię się też tym położnikom, którzy chcieliby przekonać kobiety do rodzenia drogami natury.

Jedno jest pewne: nie zmniejszymy odgórnymi nakazami czy zakazami odsetka cięć cesarskich. Zaufanie kobiet do położników buduje się na fundamencie kompetencji i zaangażowania. I zrozumieniu, że kobieta ryzykuje tym, co ma najcenniejsze: zdrowiem i życiem swojego dziecka, więc nie jest łatwo pozyskać jej zaufanie.

 

 

Odszkodowanie za błąd pielęgniarki

Jolanta Budzowska29 stycznia 2024Komentarze (0)

Nie wiadomo dlaczego pacjentka zgłosiła się do tzw. kliniki medycyny naturalnej, a nie po prostu do lekarza. Nie wiadomo, co kierowało zatrudnioną tam pielęgniarką, że podała kobiecie wodę utlenioną w stężeniu, które okazało się śmiertelne. W szpitalu, do którego trafiła pacjentka, nie udało się uratować jej życia. Osierociła 8-miesięczne bliźnięta. Mimo skazującego wyroku karnego i wygranego procesu cywilnego są obawy, że odszkodowanie za błąd pielęgniarki nie będzie zapłacone.

Pielęgniarkę skazano prawomocnie na karę 1,5 roku więzienia. Odbyła ją w systemie dozoru elektronicznego w domu. To surowa kara. Dla porównania: pielęgniarce, która popełniła błąd lekowy i którą sąd uznał za odpowiedzialną  za śmierć sześciomiesięcznej Zosi, wymierzono karę 2 lat pozbawienia wolności. Przy czym w tym przypadku sąd warunkowo zawiesił wykonanie orzeczonej kary pozbawienia wolności na okres 5 lat próby. Więcej o tej sprawie możesz przeczytać tutaj: „Wyrok karny – pielęgniarka skazana”.

Klinika czy „klinika”?

Wracając do sprawy podania pacjentce wody utlenionej. Po pierwsze: pacjentka nie trafiła do „kliniki”, ale do jakiegoś podmiotu, który ze stosowaniem medycyny opartej na dowodach naukowych, miał niewiele wspólnego. To ważne z kilku przyczyn.

  • Po pierwsze: nazwa wprowadza w błąd pacjentów, którzy myślą, że oddają się w ręce osób, które leczą.
  • Po drugie: jeśli dla takich podmiotów pracują lekarze i pielęgniarki, to tym bardziej wprowadza to w błąd pacjentów i wzmacnia ich zaufanie do proponowanych terapii.
  • Po trzecie: w przypadku powikłań, pogorszenia stanu zdrowia – pacjenci mają znacznie słabszą ochronę prawną.

Ubezpieczenie OC od błędów medycznych

Podstawowym problemem jest brak obowiązkowego ubezpieczenia OC takich podmiotów. O tym, jak działa ubezpieczenie podmiotów leczniczych i dlaczego jest takie ważne, także dla pacjenta, przeczytasz tutaj: „Postępowanie likwidacyjne w sprawie o błąd medyczny – najczęściej zadawane pytania”.

A skoro nie ma ubezpieczyciela, to odszkodowanie za błąd pielęgniarki może poszkodowanym płacić albo sama „klinika”, albo pielęgniarka. No tak, ale „klinika” w obliczu wieloletniej renty dla bliźniąt (sąd zasądził po 1 tys. zł. miesięcznie dla każdego z dzieci) i wysokiego zadośćuczynienia i odszkodowania, zapewne szybko ogłosi upadłość.

Można poszukiwać możliwości uzyskania rekompensaty od członków zarządu. To jednak praca dla prawnika na kolejne lata, a szanse na sukces mocno wątpliwe. Pielęgniarka jest na emeryturze, nie ma majątku. Jak donoszą media, z trudem płaciła na rzecz dzieci zmarłej zasądzoną od niej rentę.

Wysokie zadośćuczynienie dla męża i dzieci

Sąd okręgowy przyznał tytułem zadośćuczynienia na rzecz męża zmarłej w kwocie 400 tys. zł. W odniesieniu do dzieci zmarłej pacjentki zasądził na rzecz każdego z nich – po 600 tys. zł.

To wysokie kwoty i cieszę się, że – choć zapadły w stosunki do kliniki w wyroku zaocznym – są powszechnie oceniane jako „odpowiednie”. Przez ostatnie lata kwoty zadośćuczynienia rosły jedynie nieznacznie. I to mimo inflacji i utraty wartości pieniądza! Oznaczało to faktyczną deprecjację tak fundamentalnych wartości, jak życie i zdrowie.

Szkoda tylko, że to wysokie odszkodowanie za błąd pielęgniarki pozostanie prawdopodobnie jedynie na papierze.

Odszkodowanie za błąd pielęgniarki

Odszkodowanie za błąd pielęgniarki

Odszkodowanie za błąd pielęgniarki – z uzasadnienia wyroku

I jeszcze ku przestrodze zacytuję fragmenty uzasadnienia ustnego wyroku (za: Pap)

„Spółka zajmowała się proponowaniem tzw. leczenia naturalnego, alternatywnego, preparatami, które nie są zbadane naukowo, nie są dopuszczone jako środki, które są podawane według jakichś procedur medycznych. One oczywiście w odpowiednim stężeniu nie są szkodliwe i podawanie ich wówczas nie jest nielegalne, natomiast procedura przygotowywania tych roztworów, które następnie podawano dożylnie pacjentom, sama w sobie nie była bezpieczna” – mówiła sędzia.

Sędzia przypomniała, że pacjentce podano roztwór perhydrolu, czyli tzw. wodę utlenioną w stężeniu wielokrotnie przekraczającym zaleconą dawkę. Ta zalecona dawka byłaby dawką bezpieczną, choć – jak wskazała sędzia – „terapeutyczne działanie tego roztworu nie jest w żaden sposób naukowo potwierdzone.”

Dodała, że pielęgniarka, przygotowując ten roztwór „nie stosowała się do instrukcji, która obowiązywała w tej spółce, tylko przez nieuwagę, na skutek zaniedbania przygotowała roztwór, który okazał się dawką śmiertelną”.