O blogu
Dlaczego błędy przy porodzie?
Ponieważ trzeba o tym mówić wprost. Wystarczy niedopatrzenie, zła interpretacja KTG, zwyczaj na oddziale, że nie budzi się śpiącego lekarza dyżurnego, niewykonanie USG Doppler, brak zainteresowania rodzącą i wiele, wiele innych sytuacji, mniej lub bardziej typowych. Konsekwencje – te najpoważniejsze – ponosi dziecko, czasem matka, a zawsze cała rodzina.
Pani Grażyna tak pisze o swoim synu, Fabianie:
Było to około 8 lat temu, gdy test pokazał dwie czerwone kreski.
Radość z poczęcia i dbałość o szczegóły rozwoju nowego życia przebiegała do momentu, gdy nagle wyrwano mnie z bezpiecznego miejsca pod sercem mamy.
Cudze błędy, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Za długo, za późno… skazany na ciało, nad którym nie mam władzy ani kontroli. Diagnozy…, a było ich tyle, że można by podzielić kilkoro innych, przyjąłem z pokorą na własną klatę, choć była maleńka. Intensywne leczenie i rehabilitacja przynosiły efekty i dawały siłę do walki o lepsze jutro samodzielności.
(…)
Wtedy… około 5 lat temu stało się to, co było wpisane w skutki uszkodzeń OUN! Ona, Księżna Epi… kilkanaście godzin byłem jak opętany przez demony. Lekarze nie poddawali się ani przez chwilę, choć wiedzieli, że to kolejne wyzwanie pt.: walka o życie. Diagnoza: padaczka (epilepsja), MPD.
Nie, nie jestem Jej pełnomocnikiem: proces o odszkodowanie i zadośćuczynienie dla Fabiana za błąd przy Jego porodzie toczył się wcześniej. Nie, nie była moją inspiracją do zajmowania się błędami okołoporodowymi, takie sprawy prowadzę od dobrych kilkunastu lat, a wyroki, jakie zapadły w prowadzonych przez mój zespół sprawach stale przesuwają granice „odpowiedniego” zadośćuczynienia za błędy lekarskie podczas ciąży i porodu.
Wyzwala jednak we mnie niespożyte siły i wzmacnia wiarę w to, co robię, szczególnie wtedy, gdy proces idzie „pod górkę”, a opinie biegłych są nierzetelne. Dokładnie wiem, po co to robię, po co prowadzę żmudne, długoletnie postępowania o błąd przy porodzie: żeby błędów było mniej, żeby ktoś wyciągnął wnioski, żeby położne i lekarze przestali myśleć rutynowo, a zaczęli dostrzegać pacjenta. Dziecko w łonie matki i jego matkę. Wreszcie po to, by poszkodowane dziecko i jego rodzina mogli godnie żyć, nie martwiąc się o to, skąd wziąć pieniądze na rehabilitację.
Profesjonalizm w działaniu nie wyłącza uczuć. Jeżeli moja praca może pomóc poszkodowanym, to moje emocje, niezgoda na niesprawiedliwości na sali sądowej, chwile zwątpienia – czy damy radę udowodnić swoje racje – są niczym w stosunku do tego, z czym na co dzień borykają się rodziny dotknięte niepełnosprawnością dziecka.
Prowadzony przez Panią Grażynę publiczny profil fejsbukowy Fabiana jest wszystkim w jednym: wyznaniem wiary, miłości i nadziei, reportażem i pamiętnikiem. To niezwykła mama: dzielna, kochająca, rezygnująca z siebie, walcząca o syna i swoją rodzinę. Wyjątkowa? Nie: tacy są rodzice dzieci poszkodowanych przy porodzie: cierpiących na mózgowe porażenie dziecięce, niedowłady, autyzm i niezliczoną ilość dalszych schorzeń.
Czy w tym wszystkim można jeszcze znaleźć siłę na walkę na sali sądowej? Czy powinniśmy zadać sobie pytanie: „czy za stan mojego dziecka, za mój – matki – stan zdrowia nie odpowiada personel medyczny, który popełnił błąd przy porodzie?”
Jeśli istnieje choć cień wątpliwości, to tak: musimy pytać, mamy nawet taki prawny obowiązek, jako rodzice. Zły stan urodzeniowy noworodka może mieć wiele przyczyn. Zbyt często jednak jest nią niedotlenienie okołoporodowe, do którego dochodzi na skutek braku monitorowania dobrostanu płodu w końcowej fazie ciąży czy nieuzasadnionego opóźnienia w podjęciu decyzji o cięciu cesarskim.
Wygrany proces to nie tylko jednorazowe zadośćuczynienie dla dziecka, którego wysokością tak chętnie epatują media. To przede wszystkim spokojny sen rodziców, którzy zyskują pewność, że dożywotnia renta będzie zabezpieczeniem dla dziecka na wszelkie ewentualności. To komfort posiadania pieniędzy na codzienne leczenie i opiekę.
Ufam, że będę w stanie wygrać wszystkie procesy, gdzie racja jest po stronie poszkodowanych. A na pewno zrobię, co w mojej mocy, żeby pomóc tym rodzicom, którzy jak Pani Grażyna:
Chciałabym, by było tak normalnie jak wokół, jak wszędzie… „Siedzę” w domu, kulam się od karmienia z podawaniem leków, do przewijania lub odwrotnie i przebierania, do kolejnego przewijania i karmienia i rehabilitacji, zajęć szkolnych etc… Monotonia w ciągłym ruchu i wysiłku, nic ciekawego, ani nadzwyczajnego się nie dzieje. Ten sam rytm. A ja…
Chcę być uśmiechnięta, szczęśliwa, chcę wrócić do pracy, chcę by spadła na mnie ta energia, ta moja. Chcę się spełniać jako matka, ale i kobieta, i wyglądać jak ona.
Chcę być taka jak jeszcze kilka lat temu…
Chcę wyjść na spacer, spotkać się ze znajomymi, może kino (nie pamiętam jak wygląda), albo jakiś weekend grillowy…
Sen – tego mi trzeba najbardziej.
Mózg mój fiksuje.
Chcę się stąd wypisać.
Nic mi się nie chce.
Mam dość – tak po ludzku, psychicznie i fizycznie.
Każda część mnie to ból, nie mam sił.
Przepaść…
Jest jednak – jedna pigułka, która zwie się
F A B I A N.
Stąd ten blog. Dzielmy się wiedzą i doświadczeniami, także z sali rozpraw. I wierzmy mocno, że od nas coś jednak zależy.