Skłamałabym, gdybym miała napisać, że po wydanym przed kilkunastoma dniami wyroku odzyskałam wiarę w sprawiedliwość. Bo generalnie, po ponad dwudziestu latach prowadzenia procesów o błędy medyczne, nigdy tej wiary nie straciłam. Czasem bywa jednak tak bardzo „pod górkę”, że pojawia się cień zwątpienia. W takich momentach mądry wyrok w trudnej sprawie jest jak zastrzyk na podtrzymanie funkcji życiowych prawnika procesowego 🙂
Wstrząs po jatrogennym uszkodzeniu tętnicy
Cały problem w procesie, o którym piszę, sprowadzał się do oceny, czy możliwe jest, żeby kobieta po cięciu cesarskim, która na skutek krwotoku wewnętrznego po porodzie straciła 2 litry krwi, do ostatnich minut życia nie wykazywała żadnych oznak wstrząsu? Żeby krwawienie z przeciętej podczas operacji tętnicy przymacicznej nie dawało żadnych objawów? Aż do momentu, kiedy nagle odkryto, że pacjentka jest praktycznie martwa? I to wszystko pod czujnym okiem personelu, który opiekował się pacjentką po operacji.
Książkowe wpisy w dokumentacji medycznej
Wpisy położnych w dokumentacji medycznej były bowiem książkowe. Wszystkie parametry życiowe pacjentki idealne, z wyjątkiem ostatniego wpisu, z godziny na kilka minut przed podjęciem akcji reanimacyjnej. Niestety, bezskutecznej.
Biegli sądowi byli niemal zgodni.
„Niepokój budzą wpisy dotyczące tętna i ciśnienia tętniczego krwi ze względu na swoją stałą, niezmienną wartość. W świetle wiedzy o równolegle istniejącym krwawieniu do jamy brzusznej, stałe wartości tętna, oddechu i ciśnienia krwi wydają się być mało prawdopodobne, choć takiej możliwości nie można całkowicie wykluczyć. Biegły we własnej wieloletniej praktyce, mając wielokrotnie do czynienia z krwotokami pooperacyjnymi do jamy brzusznej, nigdy dotąd nie spotkał się z podobną sytuacją.”
„Bardzo ważnym elementem w ocenie przypadku jest to, że pacjentka została znaleziona martwa, czyli nie była nadzorowana, co rzuca cień na opiekę pooperacyjną nad tą pacjentką mimo tego, że w zapisach wygląda to inaczej.”
„W praktyce, w przypadku krwotoku do jamy brzusznej, taki przebieg wypadków, aby nie towarzyszyły temu żadne objawy, jest mało prawdopodobny”.
Wstrząs i jego objawy a nauka medyczna
Czyli wpisy w dokumentacji są nieprawdopodobne. Nauka medyczna nie zna takich przypadków. Nie można bezobjawowo stracić w ciągu 1,5-2 godzin 2 litry krwi i „nagle” umrzeć.
Gdyby wpisy były prawdziwe, to przebieg wydarzeń byłby ewenementem na skalę światową, a przebieg tego leczenia powinien być poddany analizie autorytetów medycznych i szeroko opisany w literaturze medycznej. Z jakiegoś powodu personel medyczny ani dyrekcja szpitala nie chciała jednak zbić na tym kapitału naukowego. Czyżby dlatego, że nikt rozsądny by nie uwierzył w prawdziwość wpisów, że mimo idealnych wszystkich parametrów życiowych do kilku minut przed śmiercią pacjentka się wykrwawiła? Nie ulega wątpliwości, że personel medyczny miał czas i miał interes w tym, aby zmyć z siebie odpowiedzialność.
Wyrok: prosta sprawa?
Czy można zatem w takiej sytuacji postawić zarzuty personelowi medycznemu, opiekującemu się pacjentką?
A, z tym, to już ostrożnie. Przecież dokumentacja medyczna to świętość. Według biegłych musi być prawdziwa.
„Biegły nie ma podstaw, by wartościować lub oceniać prawdziwość i prawidłowość wpisów w dokumentacji medycznej.”
„Opierając się na dokumentacji medycznej, biegli nie mają podstaw, by kwestionować sposób monitorowania stanu ogólnego pacjentki. Parametry życiowe (odnotowane w dokumentacji medycznej) nie przemawiały za masywnym krwawieniem do jamy otrzewnowej i rozwijającym się wstrząsem hipowolemicznym.”
„Pacjentkę znaleziono bez oznak życia. Przyjmując dane z dokumentacji medycznej należałoby przyjąć, że wstrząs musiał przebiegać w sposób odmienny i atypowy. Nie jest rolą biegłego lekarza ustalanie, kiedy powstała dokumentacja medyczna pacjenta jak również, czy treść w niej zawarta jest prawdziwa, czy też została sporządzona post factum.”
Moc dowodowa dokumentacji medycznej
Sąd orzekający w swojej mądrości nie oparł się jednak bezkrytycznie na opiniach biegłych ani na dokumentacji medycznej. Jakkolwiek zwykle dokumentacja medyczna jest ważnym źródłem informacji o stanie faktycznym sprawy, to jednak nie wtedy, gdy jest pełna pomyłek, niespójna i nierzetelna. O przypadkach fałszowania dokumentacji medycznej pisałam m.in. tutaj: „Tętniak aorty. Fałszowanie dokumentacji medycznej.”
Warto przypomnieć, że dowody w polskim prawie procesowym są równe. Dokumentacja medyczna jako dowód w sprawie o błąd medyczny nie ma waloru uprzywilejowanego. Nie korzysta z domniemania prawdziwości.
Sąd ocenia wiarygodność i moc wszystkich dowodów według własnego przekonania, na podstawie wszechstronnego rozważenia zebranego materiału. I tak zrobił w tej sprawie Sąd dostrzegając, że nie można traktować zapisów w dokumentacji jak prawdy absolutnej.
Ta śmierć nie musiała nastąpić…
Wydany wyrok potwierdził, że gdyby rozpoznano odpowiednio wcześnie krwotok, zanim pacjentka weszła w nieodwracalną fazę wstrząsu, co było możliwe przy odpowiedniej opiece, można było zapobiec tragicznemu finałowi. Błędy organizacyjne w szpitalu doprowadziły do osierocenia trójki dzieci zmarłej pacjentki.
PS Już kiedyś pisałam o tej sprawie w poście „Dwie godziny na śmierć” wskazując na błędy organizacyjne po stronie szpitala. No cóż, miałam rację.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }