Jolanta Budzowska

radca prawny

Partner w kancelarii Budzowska Fiutowski i Partnerzy. Radcowie Prawni (BFP) z siedzibą w Krakowie. Specjalizuje się w reprezentacji osób poszkodowanych w cywilnych procesach sądowych w sprawach związanych ze szkodą na osobie, w tym w szczególności z tytułu błędów medycznych oraz z tytułu naruszenia dóbr osobistych.
[Więcej >>>]

Sąd w Manchesterze skazał w sierpniu tego roku Lucy Letby, 33-letnią pielęgniarkę, na karę dożywocia za zabójstwo siedmiu noworodków w szpitalu Chester Hospital i usiłowanie zabójstwa kolejnych sześciu. Oskarżenia sięgały znacznie dalej, ale nie zdołano jej udowodnić odpowiedzialności za zgony kolejnych noworodków, do których doszło w czasie, kiedy pracowała w szpitalu.

Jak działała ta młoda, wykształcona na uniwersytecie pielęgniarka dziecięca, która okazała się  – jak pisze brytyjska prasa- „zimną, wyrachowaną, okrutną i nieustępliwą” zabójczynią dzieci?

Opieka nad wcześniakami

Przed 2015 rokiem oddział neonatologiczny szpitala hrabstwa Chester funkcjonował jak każdy inny w Anglii. Zespół liczył około 30 pielęgniarek i siedmiu pediatrów – neonatologów.  Zapewniał całodobową opiekę setkom wcześniaków rocznie, w tym skrajnym wcześniakom, ważącym zaledwie 450 g. Mimo urodzenia na granicy przeżywalności, rokowania dla takich dzieci są optymistyczne. Według danych statystycznych, na każde 1000 wcześniaków urodzonych w Wielkiej Brytanii każdego roku, umiera mniej niż dwoje.

Według oficjalnych raportów, spośród setek dzieci, które przechodziły przez oddział neonatologiczny Chester Hospital, rocznie umierało od jednego do trzech. Aż do 2015 roku.

Nagłe zgonu noworodków

W ciągu zaledwie 14 dni w czerwcu 2015 r. nagle zmarło troje niemowląt, a stan czwartego uległ gwałtownemu pogorszeniu. Wszystkie były wcześniej w stanie stabilnym. Oczekiwano, że wkrótce wrócą do domu z rodzicami. Niestety, opiekę nad nimi sprawowała Lucy Letby.

Kilka minut po rozpoczęciu nocnej zmiany w dniu 8 czerwca 2015 r. wstrzyknęła powietrze do żyły chłopca, który urodził się poprzedniego dnia, sześć tygodni przed terminem. Mimo reanimacji, chłopca nie udało się uratować. Alarm przy łóżku jego siostry bliźniaczki zabrzmiał następnej nocy. Także jej stan nagle się załamał. Personel szpitala zauważył, że skóra dziewczynki zmienia kolor. Pojawiły się na niej dziwne fioletowo-białe plamy – podobnie jak poprzedniej nocy u jej brata. Lekarzom udało się uratować życie tego dziecka, ale dziewczynka pozostała w szpitalu przez kolejny miesiąc.

W krótkim czasie zmarło jeszcze kilkoro dzieci. U wszystkich zaobserwowano dziwne przebarwienie skóry. Później okazało się, że zmieniający się kolor skóry, zjawisko, którego wielu lekarzy nigdy wcześniej nie widziało, był znakiem rozpoznawczym zbrodni Lucy Letby, choć nikt o tym wówczas nie wiedział. Był to skutek „ulubionej” metody Letby, czyli wstrzyknięcia powietrza do krwioobiegu dzieci.

Niepokój wśród personelu

Nagłe zgony zaniepokoiły szefa neonatologii. Zapoznał się z dokumentacją medyczną dzieci, ale nie znalazł w niej niczego, co mogłoby wyjaśnić, dlaczego zmarły tak niespodziewanie.

Następnie sprawdził, kto pracował w tym czasie. Tylko jedna pielęgniarka miała dyżur przy każdym zgonie: Lusy Letby. Wstępne podejrzenia zostały jednak od razu odrzucone. Uznano, że jej obecność to czysty przypadek. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że może to być wina „tej miłej Lucy”.

W ciągu następnego roku – 2016 – młoda pielęgniarka spowodowała śmierć kilku innych noworodków. Podawała im śmiertelną dawkę insuliny i wstrzykiwała powietrze do krwioobiegu. Jedno z dzieci przekarmiła mlekiem. W innym przypadku spowodowała uraz gardła, manipulując przy rurce do karmienia. Letby działała sprytnie. Często chwilę po tym, jak rodzice wychodzili z sali chorych albo pod koniec zmiany, aby stan małego pacjenta pogorszył się na dyżurze kogoś innego.

Jeden z biegłych, który na potrzeby procesu analizował dokumentację medyczną ofiar Letby, powiedział, że zostały one wybrane starannie, a nie losowo. W prawie wszystkich przypadkach były to skrajne wcześniaki lub dzieci dotknięte chorobami genetycznymi.  Dawało to wiarygodne wytłumaczenie dla ich nagłej śmierci. I zgodnie z oczekiwaniami zabójczyni, zgony były opisywane przez lekarzy jako „spodziewane i wytłumaczalne”.

Proces karny – pielęgniarka skazana

Proces karny pielęgniarki trwał 10 miesięcy. Sędziowie przysięgli przeanalizowali bardzo obszerny materiał dowodowy dotyczący 17. dzieci. Dokumentacja medyczna tylko jednego z nich liczyła ponad 8.000 stron.  Protokoły z zeznaniami świadków zajęły 5.500 stron. Do dyspozycji jury było też 32.000 innych takich dowodów, jak wiadomości tekstowe i zdjęcia. W trakcie procesu przesłuchano blisko 300 świadków.

Co ciekawe, sędziowie otrzymali też 25-stronicowy słownik terminów medycznych – aby mogli lepiej zrozumieć sprawę.

Lusy Letby została skazana na dożywocie, ale brytyjskie media wciąż szukają odpowiedzi na pytanie: jak do tego doszło? Dlaczego musiało umrzeć tyle dzieci? Dlaczego nikt wcześniej nie zauważył, że w oddziale neonatologicznym dzieją się niepokojące rzeczy?

Czy i kto chronił morderczynię?

Okazuje się, że przez wiele miesięcy lekarze z oddziału zgłaszali rosnące obawy dotyczące związku Letby z rosnącą liczbą niewyjaśnionych zgonów.

Na początku lipca 2016 r. została ona odsunięta od pracy w oddziale noworodkowym w Chester po nagłej śmierci dwóch zdrowych chłopców z trojaczków. Był to punkt zwrotny, który skłonił lekarzy do stanowczego zażądania jej usunięcia. Pielęgniarkę przeniesiono do pracy biurowej w szpitalnym biurze ds. ryzyka i bezpieczeństwa pacjentów. Zgony natychmiast ustały.

W międzyczasie szpital poprosił o audyt dokumentacji medycznej zmarłych dzieci i całej sytuacji brytyjskie stowarzyszenie pediatryczne: the Royal College of Paediatrics and Child Health. Z raportu biegłych wynikało, że Letby jest „entuzjastyczna i kompetentna”, i nie ma żadnych podstaw, żeby ją o cokolwiek podejrzewać.

Po tym raporcie dyrekcja stwierdziła, że lekarze z oddziału formułujący zarzuty pod adresem Letby są nieprofesjonalni. Sama Letby napisała list do szpitala z oskarżeniami i pogróżkami. W efekcie lekarzom zakomunikowano, że jeśli będą podejmować jakiekolwiek działania w związku ze zgonami, to zostaną wyciągnięte w stosunku do nich konsekwencje służbowe. Zmuszono ich nawet do pisemnego przeproszenia Letby:

Chcielibyśmy przeprosić za wszystkie nieodpowiedzialne komentarze, które zostały poczynione w trakcie tego trudnego okresu. Bardzo nam przykro z powodu stresu i sytuacji, jakiej doświadczyłaś. Bądź pewna, że na pierwszym miejscu stawiamy bezpieczeństwo pacjenta.

Dopiero w maju 2017 r. szpital zawiadomił organy śledcze. Minęło kolejne 14 miesięcy, zanim Letby została aresztowana o 6 rano 4 lipca 2018 roku.

Urzędniczka, która „zignorowała poważne obawy” dotyczące Lucy Letby została zawieszona w pełnieniu obowiązków i oskarżona o niepodjęcie działań w związku ze skargami, jakie wpłynęły na jej ręce.

Lekarz, który jako pierwszy zwracał uwagę dyrekcji szpitala na niepokojące sytuacje, przyznał, że gdyby zareagowano wcześniej, życie czworga lub pięciorga dzieci udało by się uratować.

Czy jest miejsce na morał płynący z tej historii?

Ta historia jest tak straszna, że trudno ją komentować.

Na pewno daje do myślenia, że dużo szkody wyrządziło przyjęte przez szpital, a początkowo też i przez współpracowników Letby założenie, że to niemożliwe, że to na pewno nikt z nas… Wypieranie faktów.

Wszyscy przyznają, że wyjaśnianie po latach przebiegu wydarzeń bardzo utrudniło śledztwo. Nie wykonano sekcji zwłok zmarłych dzieci. Świadkowie nie pamiętali okoliczności zdarzeń, a przecież w tej sprawie ważne były szczegóły, jak to, kto w danym momencie był przy dziecku czy jaki był stan wcześniaka. Znacznie utrudniło to dojście do prawdy. Być może z tego powodu Letby została skazana za zabójstwo jedynie siedmiorga dzieci.

Sytuacje, że ktoś działa na szkodę pacjentów się zdarzają. Zarówno personel, jak i sami pacjenci i ich rodziny muszą więc być wyczuleni na niepokojące sygnały i jak najszybciej wdrażać działania wyjaśniające. A biegli i orzecznicy oceniający zarzuty pod adresem personelu powinni wiedzieć, że spoczywa na nich odpowiedzialność także za los innych pacjentów.

Nieco a propos polecam wywiad, jaki przeprowadziłam z pewnym ortopedą. Opowiada m.in. o tym, jak powszechnie zamyka się oczy na działania lekarzy, którzy popełniają seryjne błędy w leczeniu: „Rozmowa o błędach medycznych z lekarzem, któremu nie jest wszystko jedno”.

***

Przy pisaniu tego artykułu korzystałam z materiałów opublikowanych na stronie

https://www.theguardian.com i https://www.telegraph.co.uk

Zabieg Kristellera to obecnie rzadkość. Temat jednak wymaga podjęcia, bo mimo upływu czasu i znanych kontrowersji, nadal zdarza się, że nieprawidłowe wykonanie tego manewru podczas porodu rodzi poważne konsekwencje. Mam na myśli oczywiście zły stan urodzeniowy dziecka. W ostatnich dniach rozpoczęliśmy walkę o odszkodowanie dla kolejnego poszkodowanego dziecka. Obrażenia u tego chłopca, spowodowane zabiegiem Kristellera, a zdiagnozowane po porodzie, są trudne do wyobrażenia. 

Przebieg porodu wskazywał na konieczność jego wcześniejszego zakończenia. W KTG były liczne nieprawidłowości, ale lekarze przyjęli początkowo postawę wyczekującą i kontynuowali poród drogami natury. Kiedy sytuacja stała się krytyczna, położnik wykonał zabieg Kristellera.

Obrażenia u dziecka po zabiegu Kristellera

Dziecko urodziło się w bardzo ciężkim stanie. Badanie gazometrii krwi pępowinowej wykazało ciężką kwasicę metaboliczną. W pierwszej minucie życia otrzymało zaledwie 3 punkty w skali Apgar.To oczywiście przede wszystkim skutek niedotlenienia w trakcie porodu. Było jednak coś więcej.

W pierwszym badaniu fizykalnym chłopczyka, tuż po narodzinach, stwierdzono duże przedgłowie, jak również zasinienie na głowie, skórze prawej kończyny górnej i tułowia. W późniejszym badaniu USG stwierdzono cechy urazu okołokomorowego w postaci złamania łuski kości potylicznej lewej i krwiaka podtwardówkowego. Doszło też do urazu ręki.

Zabieg Kristellera, prawidłowo wykonany, polega na oburęcznym ucisku dłońmi okolicy dna macicy w jej podłużnej osi, w kierunku dna miednicy. Ma on na celu wzmożenie siły wydalającej mięśnia macicy. Ze względu na zarówno jego cel, jak i przebieg, potocznie nazywany jest „wypychaniem” dziecka.

Zabieg Kristellera

Zabieg Kristellera

Gdyby należycie monitorowano ten poród i dobrostan płodu, wydobycie dziecka nastąpiłoby znacznie wcześniej. Tak się jednak nie stało, bo lekarz źle zinterpretował zapis KTG. Nie zaniepokoiło go też krwawienie, wskazujące na cechy ablacji łożyska. Lekarz, przyparty do muru, kiedy już były za późno na cięcie cesarskie, wykonał „zabieg ostatniej szansy”, czyli zabieg Kristellera. Niestety, nie doprowadziło to do urodzenia zdrowego noworodka.

Zabieg Kristellera: nie zakazany, nie zalecany

Zabieg Kristellera  przez wiele lat był zakazany w ginekologii i położnictwie. Aktualnie, i od kilku lat, w literaturze przedmiotu argumentuje się, że jego całkowite zakazanie jest zbyt daleko idące. Niemniej, również aktualnie nie zaleca się wykonywania tego  zabiegu, ze względu na duże ryzyko powikłań oraz nieudowodnioną skuteczność. Dopuszcza się jego zastosowanie tylko w wyjątkowych przypadkach, jako ostateczność, oraz wyłącznie przy sprzyjających warunkach.

Zabieg musi zostać również przeprowadzony przez specjalistę ginekologii-położnictwa z dużym doświadczeniem w jego wykonywaniu. Łatwo jest o błędne wykonanie tego manewru, co może nieść za sobą katastrofalne skutki dla matki i dziecka.

Wykonanie zabiegu Kristellera najczęściej nie jest odnotowane w dokumentacji medycznej. Jest to prawdopodobnie spowodowane kontrowersjami wokół dopuszczalności zabiegu i obawami lekarzy o zarzuty z tym związane.

Najczęstsze negatywne konsekwencje dla dziecka po wykonaniu zabiegu Kristellera to:

  • częstsze występowanie bradykardii u płodu i niedotlenienia w przypadkach zwiększonego ciśnienia wewnątrzmacicznego, związanego z mechanicznym uciskiem
  • złamania kości
  • niższa punktacja w skali Apgar
  • zgon płodu.

Więcej o zabiegu Kristellera możesz przeczytać w moim artykule: „Rękoczyn Kristellera na sali sądowej”.

Temat konfliktu serologicznego i obowiązku podania immunoglobuliny uznałabym w normalnych okolicznościach za wyczerpany. Napisałam już na ten temat sporo. Ale okoliczności nie są normalne, bo niedawno, w jednej z prowadzonych przeze mnie spraw, otrzymałam negatywną dla klientów decyzję ubezpieczyciela. Firmę litościwie jak na razie przemilczę, bo nieco usprawiedliwia ubezpieczyciela fakt, że decyzję oparto na opinii orzecznika. I to właśnie skłoniło mnie do poruszenia po raz kolejny tematu ryzyka immunizacji, bo ta opinia biegłego jest skandaliczna.

Słowo wprowadzenia

Orzecznik to  taki „jakby biegły” – specjalista z zakresu medycyny. Wydaje odpłatnie ekspertyzy na rzecz zakładów ubezpieczeń ubezpieczających podmioty lecznicze od błędów medycznych. Można więc założyć, że zwykle orzecznicy są bardziej skłonni brać stronę ubezpieczyciela niż poszkodowanego pacjenta. Według mnie to jednak jest zbyt daleko idące  uproszczenie. Orzecznik, który obiektywnie źle ocenia sytuację i zarzuty pacjenta, wcale nie działa na korzyść ubezpieczyciela. Dlaczego? Bo opierając się na takiej wadliwej opinii zakład ubezpieczeń wydaje negatywną decyzję. A wtedy pacjent kieruje sprawę do sądu i wygrywa znacznie wyższe odszkodowanie za błąd medyczny, niż byłoby możliwe do wynegocjowania na przykład w drodze ugody pozasądowej.

Opinia orzecznika ubezpieczyciela

Tym razem orzecznik P. nie wydał rzetelnej opinii. Co więcej, zawarł w niej takie absurdalne stwierdzenia, że powinien się tym zająć Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy, działający przy OIL. Uważam, że głosząc takie poglądy, lekarz ten zagraża bezpieczeństwu pacjentek, które leczy. Moja ocena, oparta na analizie jego „ekspertyzy” dla ubezpieczyciela, nie jest odosobniona. Świadczą o tym m. in. wpisy pacjentek na jego temat z serwisu znany lekarz.pl

Znany lekarz prawdę ci  – w tym przypadku – powie

Oto fragmenty jednego z nich:

„Zrażona publiczną służbą zdrowia trafiłam do doktora P. w szpitalu X. Faktycznie, atmosfera podczas wizyt bardzo sympatyczna, doktor przyjazny, odpowiadał na wszystkie moje pytania jak i pytania mojego partnera. (…)

Kolejna wątpliwość pojawiła się, gdy po wykonaniu pierwszych badań prenatalnych i testu NIFTY (test wykonaliśmy z własnej inicjatywy z uwagi na fakt, że zarówno ja jak i partner mamy powyżej 35 lat) pan doktor stwierdził, że kolejnych badań prenatalnych robić już nie trzeba, bo NIFTY nie wykazało żadnych wad genetycznych. Pomimo tego, że komunikowałam doktorowi fakt wady serca u mojej bratanicy (która to wada notabene została wykryta na badaniu prenatalnym II trymestru) pan doktor zapewniał, że nie jest to konieczne i takich badań nie zalecił.(…)

Umówiłam się do innej pani doktor i postanowiłam zakończyć przygodę z panem P.

Położna z Y była bardzo zaskoczona, że nie miałam skierowania na potwierdzenie grupy krwi, a jestem ujemna. Na ostatnią chwilę udało się potwierdzić, zbadać grupę krwi mojego partnera, co wykazało potencjalny konflikt serologiczny i konieczność podania immunoglobuliny (rzutem na taśmę w ostatnim możliwym momencie).

Moja nowa pani doktor nie kryła zaskoczenia brakiem badań prenatalnych II trymestru i zaleciła koniecznie wykonanie badań III trymestru (te w II trymestrze miałabym refundowane przez NFZ, a III trymestru już się nie refunduje, więc poniosłam dodatkowe koszty). Co więcej, od początku ciąży nie miałam badań na różyczkę, nigdy w X nie zbadano mi ciśnienia (raz nie było aparatu do mierzenia ciśnienia, raz położnej nie było, innym razem położna była zajęta itd), nigdy mnie nie zważono (doktor tylko pytał mnie ile ważę, mogłam powiedzieć cokolwiek).
Reasumując, nie polecam…”

orzecznik, opinia biegłego - błąd medyczny

orzecznik, opinia biegłego – błąd medyczny

I druga opinia:

„Odradzam tego lekarza. I mówię to z ogromnym żalem i bólem serca, że tak się stało, jak się stało. Nasz syn urodził się z wadą genetyczną, wadą serca, wieloma innymi chorobami, o których szanowny pan doktor nie raczył nam powiedzieć, mimo badania prenatalnego.Doktor kieruje pacjentki do kliniki, w której przyjmuje prywatnie.Tam się robi USG, za które się słono płaci. I nawet wyniki tegoż USG nie skłoniły go do powiedzenia nam, że mamy niepełnosprawne dziecko. Do końca wmawiał nam, że wszystko się super. Na Boga, jak można być takim człowiekiem. Jesteśmy bardzo zawiedzeni.Ale cóż, liczy się ilość, nie jakość.”

Oczywiście, w serwisie jest też wiele opinii pozytywnych, ale zacytowałam te, które odnoszą się do obowiązkowych badań w ciąży.

„Ekspertyza” w sprawie immunoglobuliny

A to fragmenty z „ekspertyzy” wydanej przez doktor P. dla ubezpieczyciela:

„Lekarz prowadzący ciążę jak i każdą terapię ma możliwość i wybiera w danym momencie według jego wiedzy najlepszą i najbardziej optymalną terapię dla pacjentki/pacjenta. Zazwyczaj ważymy w każdym momencie tak zwany „zysk i ryzyko” danej terapii.

Doktor Z. nie wysłał pacjentki na zalecany zastrzyk immunoglobuliny widocznie oceniając, że podanie zastrzyku nie przyniesie pacjentce wiele korzyści w stosunku do ewentualnego ryzyka podania immunoglobuliny. Podanie jej jest jedynie rekomendacją Ministerstwa Zdrowia, a nie nakazem i obowiązkiem. Jeszcze do niedawna w ogóle nie podawano immunoglobuliny w ciąży, jeśli nie było dodatnich przeciwciał i immunizacji u matki (…).”

Lekarz? Biegły? Nie polecam.

Wygląda więc na to, że ten lekarz w praktyce w ogóle nie wykonuje badań w trakcie ciąży pod kątem konfliktu serologicznego, nie wspominając już o podaniu immunoglobuliny. Najprawdopodobniej wynika to z jego przekonania o braku obowiązku postępowania przez lekarza zgodnie z rozporządzeniem Ministra Zdrowia w sprawie standardu organizacyjnego opieki okołoporodowej z dnia 16 sierpnia 2018r. , a które to przekonania ujawnił w „ekspertyzie” – co jest oczywistą bzdurą.

Najwyraźniej uważa, że – uwaga ironia! – przeważa ryzyko, więc na przykład lepiej nie podać ratującej życie płodu immunoglobuliny i nie wykonywać badań prenatalnych, a dodatkowo jeszcze pochwalać takie decyzje podjęte przez innych lekarzy.

Nie polecam lekarza P. Czas, żeby biegli sądowi i orzecznicy zaczęli ponosić konsekwencje wydania opinii zawierających tezy oczywiście sprzeczne z aktualną wiedzą medyczną.

 

Błąd w USG w ciąży

Jolanta Budzowska25 czerwca 2023Komentarze (0)

Dziecko urodziło się bez jednej ręki i z poważną wadą rozwojową drugiej. Nie muszę mówić, co przeżyli rodzice, kiedy dowiedzieli się tuż po porodzie o stanie dziecka. Przez błąd lekarski – i to powielony we wszystkich wykonanych przez niego badaniach USG w ciąży – ginekolog pozbawił ich najważniejszej informacji dla każdego rodzica: czy ich dziecko jest zdrowe. 

Czy wiesz, że:

  • ultrasonografia to rodzaj diagnostyki, wymagający od lekarza specjalistycznych umiejętności
  • w ramach Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników działa Sekcja Ultrasonografii, która m.in. prowadzi szkolenia i wydaje certyfikaty potwierdzające posiadanie przez lekarza wiedzy, doświadczenia i umiejętności wykonywania badań USG
  • nie każdy aparat USG spełnia warunki techniczne do wykonania określonego badania. A od jakości aparaty zależy jakość obrazu.
  • na to, co lekarz może dostrzec w USG wpływa też m.in.: otyłość ciężarnej, obecność blizn na brzuchu, specyfika budowy tkanek ciężarnej, jej choroby i anatomia, ilość płynu owodniowego i ułożenie płodu.

Certyfikat PTU

Największą gwarancją profesjonalizmu przy wykonywaniu badań USG jest certyfikat Polskiego Towarzystwa Ultrasonograficznego. To dokument, wydawany po spełnieniu dość rygorystycznych warunków i tylko na pięć lat. Aby uzyskać certyfikat, lekarz musi co najmniej dwa lata zajmować się ultrasonografią. Musi też wykazać się samodzielnym wykonaniem 800 badań, uczestniczyć co najmniej w dwóch kursach z zakresu różnych zastosowań USG. Na koniec musi zdać egzamin teoretyczny i praktyczny. Poza tym przyznany certyfikat musi być odnawiany w cyklach rocznych, co łączy się z uczestnictwem w kolejnych szkoleniach. Osoba, która chce zachować certyfikat, musi się systematycznie dokształcać. (źródło: poradnik zdrowie.pl)

USG w ciąży – co powinien, a czego nie powinien zrobić lekarz

Jeśli lekarz prowadzący ciążę nie może wylegitymować się dokumentami potwierdzającymi odbycie odpowiednich szkoleń, nie ma umiejętności lub nie ma odpowiedniego do wykonania badania aparatu USG – powinien skierować ciężarną do innej placówki medycznej.

Od lekarza wykonującego badanie przesiewowe (czyli podstawowe) nie wymaga się pełnej i dokładnej diagnozy. Ważne, aby wykrył wadę płodu, albo nawet postawił tylko jej podejrzenie, i skierował ciężarną do ośrodka referencyjnego na szczegółowe badania.

Błąd w USG w ciąży

Błąd w USG w ciąży

Badania przesiewowe wykonuje się w co najmniej trzech terminach, a jeśli jest potrzeba częstszych badań – to częściej.

  • pierwsze badanie: 11-14 tydzień ciąży
  • drugie badanie: 18- 22 tydzień ciąży
  • trzecie badanie: 28-32 tydzień ciąży

Błąd w USG w ciąży – dowiedz się więcej

O tym, kiedy najczęściej interesujemy się jakością badania wykonanego przez lekarza i znaczeniu tych badań dla oceny przebiegu ciąży i porodu, napisałam tutaj: „Co łączy KTG, USG Doppler i odszkodowanie za błąd lekarski przy porodzie”.

Z kolei post „Błąd okołoporodowy czy zła organizacja szpitala” dotyczy tego, kto odpowiada za brak odpowiedniego sprzętu, albo np. zły stan techniczny aparatu do USG.

Ciekawy wywiad z lekarzem, który zdradza, jak dochodzi do błędów w opisie badań obrazowych, znajdziesz tutaj: „Błąd w opisie badania RM, TK i RTG, czyli co może pójść nie tak z badaniami obrazowymi”

Jeśli masz wątpliwości czy twoje badania przesiewowe USG zostały wykonane zgodnie ze sztuką lekarską, a ty i twoje dziecko jesteście bezpieczne – napisz do mnie.

Metoda KRAN, czyli zgoda pacjenta

Jolanta Budzowska01 maja 2023Komentarze (0)

KRANu sama nie wymyśliłam, ale jest genialny. KRAN, czyli? Metoda na to, jak świadomie uczestniczyć w decyzjach dotyczących porodu i czego możemy wymagać, jako pacjentki od położników. KRAN, czyli podpowiedź jak rozmawiać o przebiegu leczenia czy porodu. Pamiętajmy, że prawo do informacji i prawo do wyrażenia świadomej zgody na leczenie i udzielane świadczenia medyczne to podstawowe prawa pacjenta.

Analizę KRAN dla sytuacji opisanej jako: „Wyobraź sobie, że w 38 tygodniu ciąży stoisz przed decyzją czy wyrazić zgodę cięcie cesarskie z powodu miednicowego położenia płodu. Jak rozmawiać z lekarzem?” na swoim blogu zamieściła Magda, doula i położna.

Co to jest KRAN?

KRAN to zestaw pytań, jakie powinniśmy zadać lekarzowi, a jakie dotyczą proponowanych podczas (w tym przypadku) ciąży czy porodu działań:

K – Jakie KORZYŚCI przyniesie to mi i mojemu dziecku? Na ile te korzyści są pewne/ prawdopodobne?
R – Jakie krótko i długofalowe RYZYKO dla mnie i dla dziecka wiąże się z tą decyzją?
A – Jakie ALTERNATYWNE metody postępowania można byłoby zastosować? I z jakimi korzyścia i ryzykiem się one wiążą?
N – Co może się stać jeśli nie zrobimy na razie NIC? I na ile jest to prawdopodobne?

Taka rozmowa jest niezbędna wtedy, gdy na przykład lekarz oczekuje, że podpiszesz formularz, w którym wyrażasz zgodę na cięcie cesarskie.

Pamiętaj

  • przeczytaj uważanie to, co podpisujesz
  • przy podpisie dopisz datę i godzinę (!) – godzina jest szczególnie ważna, z kilku powodów. Po pierwsze, sytuacja położnicza może się dynamicznie zmieniać, a ma to ogromny wpływ na ryzyko powikłań matczynych i płodowych, i w efekcie na twoją decyzję. Po drugie, zdarza się, że podpisanie zgody na określoną procedurę jest wymuszane lub wyłudzane („proszę jeszcze tu podpisik, bo położna zapomniała”) po fakcie.
  • jeśli masz jakieś pytania – zadaj je, masz do tego prawo
  • masz prawo żądać, aby udzielający mu świadczeń zdrowotnych lekarz zasięgnął opinii innego lekarza. Dotyczy to na przykład neonatologa – odnośnie ryzyka rozwiązania ciąży przed terminem. Możesz takie żądanie wpisać do formularza zgody. Przykład? „Proszę o zasięgnięcie opinii neonatologa przed wyrażeniem przeze mnie zgody na cięcie cesarskie (data, godzina, podpis).”

Zadośćuczynienie za naruszenie praw pacjenta

Jeśli naruszono twoje prawo pacjenta do uzyskania informacji i wyrażenia świadomej zgody na leczenie przysługuje ci zadośćuczynienie. Nawet wtedy, gdy nie wpłynęło to  – na szczęście! – na stan twojego zdrowia ani na stan zdrowia twojego dziecka.

Więcej na ten temat możesz przeczytać m.in. tutaj:

„Prawo do informacji – prawa pacjenta” – to post o tym, jak lekarz nie poinformował rodziców dziecka o poważnej wadzie rozwojowej i czym się to skończyło.

„Prawa pacjentki w trakcie porodu” – to post o tym, że rodząca to pacjentka i przysługuje jej zadośćuczynienie za naruszenie jej praw niezależnie od roszczeń dziecka.

KRAN - zgoda pacjenta

KRAN – zgoda pacjenta