Ilość rozpraw wyznaczonych na listopad i grudzień, powoduje, że nie mam ostatnio czasu na nic innego jak podróże pomiędzy sądami okręgowymi. Warszawa, Tarnów, Gliwice, Lublin, Katowice… Krakowa nie liczę, bo to prawie jak w domu;) Takie nagłe przyśpieszenie w sądach bierze się prawdopodobnie stąd, że jeśli jakaś sprawa nadaje się „do skończenia”, to lepiej ją skończyć w grudniu, niż w styczniu. Dotyczy to szczególnie procesów o błąd podczas porodu. W nich niemal z założenia sędziowie są „pod kreską”. Trwają o wiele dłużej niż mogłyby, a wszystkiemu winny system opiniowania przez biegłych. Parafrazując więc słynne zdanie ze skeczu „Ucz się Jasiu”, można podsumować: „praw statystyki pan nie zmienisz”.
Nie ma w tym jednak nic złego. A nawet kumulacja wygranych procesów o błędy medyczne sprawia, że w okresie przedświątecznym mamy w kancelarii szczególnie dobre nastroje:) Dobrze jest przecież wkroczyć w nowy rok ze wzmocnioną ostatnimi wygranymi wiarą, że gdzieś tam na końcu wieloletniej walki o zadośćuczynienie i odszkodowanie za błąd podczas porodu poszkodowane dziecko i jego rodzice mogą liczyć na sprawiedliwe rozstrzygnięcie.
Brak postępu porodu
Taki właśnie wyrok zapadł w ostatnim tygodniu w sprawie błędów w prowadzeniu porodu w jednym ze powiatowych szpitali na Pomorzu. Głównym naszym zarzutem było to, że najpierw zbyt długo obserwowano słabą, nieregularną akcję skurczową macicy. A kiedy wreszcie rozpoznano brak postępu porodu, to w zasadzie lekarz nie zrobił nic, żeby doprowadzić do szczęśliwego urodzenia dziecka. W aktach sprawy brak danych z zapisu KTG. Z pewnością nie wykonano badania USG. Nie zastosowano też wlewu z oksytocyną.
Położna przy porodzie, lekarz w dyżurce
Tętno dziecka spadało, położna była przy rodzącej, ale – co oczywiste – to do decyzji lekarza należało wykonanie cięcia cesarskiego w trybie nagłym, o ile główka dziecka nie była ustalona w kanale rodnym. Jeżeli główka już byłaby ustalona, to należało zastosować pilnie kleszcze położnicze lub wyciągacz próżniowy (vacuum). Metody te pozwoliłyby na natychmiastowe urodzenie płodu i zakończenie stanu niedotlenienia. Położna skontaktowała się z lekarzem dyżurnym, relacjonując mu sytuację rodzącej. Lekarz jednak odpowiedział, że „nie mam zamiaru spędzić całej nocy na porodówce”, i na sali porodowej się nie pojawił.
Niedotlenienie okołoporodowe
Dziecko urodziło się dopiero po zmianie dyżurnych. Lekarz dyżurny z nowej zmiany podjął decyzję o nacięciu krocza powódki. Po przeprowadzeniu tego zabiegu na świat przyszła dziewczynka. Urodziła się w ciężkiej zamartwicy, bez akcji serca oraz bez samodzielnego oddechu. W skali Apgar ocenianej w 1 minucie życia otrzymała 0 punktów. Przeprowadzono akcję resuscytacyjną. Dziś dziewczynka cierpi na MPD, dla neurologów nie budzi wątpliwości, że zmiany w jej mózgu to „stan po niedotlenieniu okołoporodowym”.
Wyrok
W wydanym wyroku sąd przyznał dziewczynce 1.050.000, 00 zł. zadośćuczynienia za błąd podczas porodu i naruszenie jej praw pacjentki, a także ponad 100.000 zł. odszkodowania. Szpital do końca życia będzie też płacił rentę, obecnie blisko 8.000 zł. miesięcznie. W razie wzrostu wydatków renta może być podwyższona. Zadośćuczynienie za naruszenie jej własnych praw jako pacjentki otrzyma też matka dziecka: 50.000 zł.
Święta tej rodziny upłyną w tym roku już w spokoju, mąconym może jedynie myślą, że szpital z pewnością nie złoży broni. Apelacja ze strony szpitali jest regułą, ale i tak cieszy, że do końca sprawy, po 5 latach procesu, mamy bliżej, niż dalej.
P.s. Ilustracja to przygotowujący się do świąt Londyn, gdzie ostatnio miałam przyjemność wygłaszać wykład dla brytyjskich prawników zajmujących się odszkodowaniami za szkody na zdrowiu.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }