Przed kilkoma dniami na moim drugim blogu pomylkalekarza.pl opisałam jedno z niedawnych orzeczeń Sądu Apelacyjnego w Warszawie, w którym Sąd ten uznał, że zadośćuczynienie w przypadku śmierci osoby bliskiej to nie jest rekompensata należna „z automatu” i czasem zwyczajnie się nie należy (wpis ma tytuł: „Bliskim zmarłego pacjenta nie zawsze należy się zadoścuczynienie”).
Po lekturze tego wyroku możnaby mieć obawy – przeszło mi to przez myśl, przyznaję – czy to nie jest jakiś nowy trend w orzecznictwie, sprowadzający się do pogorszenia sytuacji prawnej ofiar wypadków, w tym poszkodowanych pacjentów.
Otóż nie. Dla porządku dodam tylko, że w tamtej sprawie chodziło o zadośćuczynienie dla bratanków, którzy w ocenie sądu nie udowodnili, że ich cierpienia po śmierci cioci przekraczają ramy typowej żałoby i smutku, jakie są doświadczane przez najbliższych w takiej sytuacji.
A o tym, że nie ma tendencji do odmawiania poszkodowanym odpowiedniego zadośćuczynienie w przypadku śmierci osoby bliskiej, świadczy inny wyrok. Co ciekawe, też bardzo „świeży”, i także wydany przez Sąd Apelacyjny w Warszawie. Co więcej, nawet skład orzekający w obu sprawach był częściowo tożsamy! Krańcowo różne rozstrzygnięcia tym bardziej przemawiają więc za tym, że za wyrokami w obu tych sprawach stała dogłębna analiza sytuacji faktycznej i zgromadzonych dowodów.
W sprawie zakończonej wspomnianym wyrokiem*, chodziło o błąd okołoporodowy.
Przebieg porodu był następujący:
„B. O., będąc w 39 tygodniu ciąży została przyjęta w dniu 4 września 2010 r. do Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w S. ponieważ nie odczuwała ruchów płodu od dnia poprzedniego.
W chwili przyjęcia położna wysłuchała akcję serca płodu, a następnie wykonano badanie KTG, z widocznymi dwiema akceleracjami tętna płodu, związanymi z ruchami płodu oraz płytką deceleracją późną i skurczami przepowiadającymi. Wynik kolejnego badania KTG z godziny 20.00 był wątpliwy, bowiem nie było widać akceleracji płodu. Badanie to zostało ocenione przez lekarzy dyżurnych jako prawidłowe.
Podczas porannego badania KTG w dniu 5 września 2010 r. nie było słychać tętna dziecka. O godzinie 19.45 powódka urodziła siłami natury martwego noworodka płci męskiej, okręconego jeden raz pępowiną wokół szyi. Powódka rodziła mając świadomość obumarcia płodu, obok słyszała płacz nowonarodzonych dzieci, po porodzie przez około 2 godziny pozostawała ze swoim dzieckiem. Przeprowadzona w dniu 6 września 2010 r. sekcja zwłok chłopca, jako przyczynę zgonu wykazała niedotlenienie wewnątrzmaciczne, którego przyczyną było zaburzenie przepływu krwi przez pępowinę. Czas zgonu oszacowano na min. 12 godzin, maks. 1,5-2 doby przed porodem.”
Zapis KTG taki jak u powódki uzasadniał celowość kontynuowania badania lub poszerzenia diagnostyki. Lekarze jednak ani nie przedłużyli badania KTG, ani nie wykonali USG Doppler, ani nie wdrożyli koniecznej w tym przypadku dalszej oceny biofizycznego stanu płodu. Nie występowały żadne techniczne przeszkody do wykonania takich badań.
Podjęcie tych działań mogło zmniejszyć ryzyko dla dziecka, a decyzja o ewentualnym pilnym rozwiązaniu ciąży dawałaby duże szanse na urodzenie zdrowego chłopca. Sąd uznał więc, że szpital ponosi odpowiedzialność za śmierć płodu.
Co to w praktyce oznacza?
Że szpital ponosi odpowiedzialność nie tylko moralną (choć trudno mówić o „moralności” czy etyce szpitala jako podmiotu leczniczego…), ale i finansową, odszkodowawczą.
Sąd uznał, że odpowiednim zadośćuczynieniem dla matki zmarłego chłopca jest kwota 225 tys. zł. Zadośćuczynienie dla ojca z tytułu śmierci syna wyniosło 175 tys. zł.
Zdaniem sądu, pomiędzy powodami a ich zmarłym dzieckiem istniała silna i pozytywna więź emocjonalna. Nie powinno się poddawać w wątpliwość, że relacje tego rodzaju nawiązują się jeszcze na długo przed narodzinami dziecka, a „poczęcie dziecka wpływa na stosunki między małżonkami, wzmacniając z reguły ich związek, ale też rodzi uczucia wobec nienarodzonego dziecka. Rodzice śledzą systematycznie jego rozwój w organizmie matki, czynią rozmaite przygotowania do jego przyjścia na świat, wiążą z nim określone nadzieje, układają wspólne plany. Czyn niedozwolony sprawcy, prowadzący do nagłego i niespodziewanego zgonu dziecka, w sposób drastyczny zakłóca życie rodzinne i jak się zauważa w orzecznictwie – narusza prawo rodziców do pielęgnowania więzi z dzieckiem. Poczucie krzywdy jest tym intensywniejsze, że odwrócony zostaje wówczas porządek naturalny, wyeliminowana możliwość kontynuowania życia z udziałem dziecka w przyszłości, nie ma szans na pożegnanie się i pogodzenia się z jego odejściem” (w nawiasie cytat z uzasadnienia).
Smutne, bardzo, ale jakże prawdziwe… Zgrzyta tylko suchy, prawniczy język, typowy dla uzasadnienia wyroków sądowych. Zawsze w takich sytuacjach brzmi obco. Nie sposób jednak inaczej zobiektywizować uczuć i emocji, które stoją za taką tragedią, jak w opisywanej sprawie.
Przyznane rodzicom zadośćuczynienie wyniosło łącznie 400 tys. zł., co wydaje się kwotą odpowiednią i sprawiedliwą.
*Wyrok SA w Warszawie z dnia 9 czerwca 2017 roku (sygn. akt. I Aca 441/16)
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }