Błąd przy porodzie w oczywisty sposób kojarzy się w pierwszej kolejności z myślą o tym, jak zabezpieczyć dziecko, bo to ono cierpi najbardziej.
Myślimy wówczas o stałej miesięcznej rencie na koszty rehabilitacji i leczenia neurologicznego, odszkodowaniu – żeby były środki na takie przyziemne wydatki, jak specjalny wózek, łóżko czy pomoce rehabilitacyjne. Pojawia się też oczywiście temat zadośćuczynienia, żeby chociaż w ten sposób częściowo wynagrodzić krzywdę wyrządzoną dziecku przez błąd lekarski, błąd położnych czy – już rzadziej – przez zwykły bałagan w szpitalu, zwany czasem winą organizacyjną.
W tym wszystkim często zapomina się o mamie. O kobiecie, która robiła wszystko, żeby urodzić zdrowe dziecko i żeby móc je przytulać i karmić bez szukania gdzieś w głębi siebie odpowiedzi na pytanie, czy mogła zrobić coś więcej, by zapobiec tragedii.
A to przecież mama, rodząca, jest niestety pierwszą ofiarą niekompetencji personelu, który miał bezpiecznie przeprowadzić ją i jej nienarodzone jeszcze dziecko przez poród. Do niedawna nikt nie przywiązywał do tego większej wagi. Szczególnie w procesie o odszkodowanie za błąd okołoporodowy, gdzie poszkodowanym pacjentem jest najczęściej ciężko niedotlenione przy porodzie dziecko, i to na nim się koncentruje uwaga wszystkich: od sędziego i biegłych począwszy, a na samych rodzicach skończywszy.
Od kilku dobrych lat próbuję zmienić ten schemat, wskazując, że jeśli poród prowadzony jest nieprawidłowo, to nie tylko, że doprowadza do tragedii dziecka i jego bliskich*, ale łamie się też prawa rodzącej. I to ten moment – pogwałcenia praw pacjentki rodzącej – uruchamia lawinę późniejszych zdarzeń.
Przed sądem żądam więc zadośćuczynienia także dla matki, z tytułu naruszenia jej praw jako pacjentki podczas porodu. Początki były trudne. Sądom z trudnością przychodziło zrozumienie, że to nie powinna być symboliczna rekompensata. Początkowo zasądzane kwoty oscylowały wokół 2 – 5 tysięcy złotych. I tak był to sukces, bo na początku chodziło przecież przede wszystkim o napiętnowanie łamania standardów położniczych, o udowodnienie, że nie można bezkarnie traktować rodzącej przedmiotowo.
Z czasem jednak podejście Sądów ewaluowało. Dziś już coraz częściej Sądy, przyznając wysokie zadośćuczynienie za błąd przy porodzie dla dziecka, zasądzają także konkretną, mającą obiektywną wartość ekonomiczną kwotę zadośćuczynienia dla mamy za naruszenie jej praw jako pacjentki.
Mam przed sobą kolejny wyrok w takiej sprawie, w dzisiejszej poczcie znalazło się pisemne uzasadnienie orzeczenia Sądu. Sąd zasądził 50 tys. zł. argumentując tak:
„Niewykonanie u powódki badania USG bezpośrednio po przyjęciu do szpitala i w dniach kolejnych, nieudzielenie jej w związku z tym informacji o stanie łożyska i płodu oraz o ryzyku związanym z przedwczesnym odwarstwieniem, a także informacji o wynikach wykonywanych badań KTG, w oczywisty sposób naruszają prawa powódki jako pacjentki pozwanego szpitala i wymagają stosownej rekompensaty w postaci zadośćuczynienia.”
I dalej:
„W ocenie Sądu wysokość żądanego przez powódkę zadośćuczynienia z tytułu naruszenia praw pacjenta nie jest nadmierna w stosunku do zakresu naruszenia jej praw. Niewątpliwie bowiem naruszenie to miało istotny wpływ na cały proces diagnostyczny powódki w pozwanym szpitalu i spóźnione podjęcie działań w celu zakończenia ciąży przez cesarskie cięcie.”
Podpisuję się pod tym wyrokiem obiema rękami.
- O zadośćuczynieniu na rzecz najbliższych członków rodziny więcej można przeczytać w poście: „Zadośćuczynienie dla osób najbliższych poszkodowanego”, ale proszę pamiętać, że to jest jeszcze inne zadośćuczynienie niż to z tytułu naruszenia praw pacjenta, o którym napisałam w tym wpisie.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }