Osią sporu o odszkodowanie za błąd lekarski przy porodzie jest merytoryczna ocena postępowania lekarza. Czy było, czy nie było odpowiednio staranne, czy lekarz postępował jak profesjonalista.
Oceny tej dokonuje biegły. Sąd – choćby mający szeroką wiedzę, doświadczenie życiowe (Sędzia to czasem też matka lub ojciec…) czy zdolności analityczne – nie ma wiadomości specjalnych i nie może samodzielnie ustalić, czy dane zachowanie było zgodne z aktualną wiedzą medyczną, czy nie. Zleca więc opinię biegłemu sądowemu.
* * *
Biegły – towar deficytowy
Biegłych jest jak na lekarstwo, więc szczególnym wzięciem u Sędziów cieszą się ci, którzy po pierwsze w ogóle figurują na liście biegłych sądowych (a więc zgodzili się pełnić tę funkcję), a po drugie, wydają opinię w terminie wyznaczonym przez Sąd. Aspekt terminowości jest dziś szczególnie ważny. Sędziowie są rozliczani za czas trwania procesów i grozi im postępowanie dyscyplinarne nawet wtedy, gdy opóźnienie w rozstrzygnięciu sporu wynika z przyczyn obiektywnych. Jak na przykład zbyt mało rąk do pracy w sekretariacie wydziału czy brak chętnych wśród biegłych medyków, by wydawać opinie w sprawie o błąd medyczny.
Jaka opinia, taki wyrok
W tej sytuacji kusi droga na skróty. Konieczność oparcia wyroku przede wszystkim na opinii biegłego, gdy jednocześnie są olbrzymie trudności z uzyskaniem miarodajnej ekspertyzy, prowadzi czasem do sytuacji, że Sąd jest głuchy na choćby najlepiej uzasadnione argumenty stron. Zadowala się wtedy nawet kiepską merytorycznie opinią, jeśli tylko kończy się ona konkluzją mniej więcej taką: „biegły nie dopatrzył się w analizowanym stanie faktycznym jakichkolwiek zaniedbań czy błędów personelu medycznego”. Nie trzeba być jasnowidzem, że jeśli taka opinia się utrzyma, tzn. Sąd rzeczywiście na niej poprzestanie i nie dopuści dowodu z kolejnej opinii, to wyrok będzie takiej jakości, jak opinia. Ale będzie faktem. A poszkodowany pacjent przegra.
Na szczęście, to nie reguła
Nie zawsze tak jest. Mam w ręku wyjątkowe uzasadnienie. Sąd, mając do dyspozycji kilka opinii z zakresu ginekologii i położnictwa – oczywiście, jak to zwykle bywa – sprzecznych ze sobą, jedną z nich ocenił jednoznacznie negatywnie i to z odwagą, zasługującą na duży szacunek. A w konsekwencji nie wziął tej opinii (skądinąd prominentnego profesora medycyny, specjalisty z zakresu ginekologii i położnictwa) za podstawę rozstrzygania w sprawie.
Co zaważyło na takim podejściu Sądu?
Sąd nie zawahał się stwierdzić, że po pierwsze, skoro biegły w opiniach ujawnił, a wręcz zamanifestował osobiste, negatywne nastawienie do rodzącej (z przyczyn pozamerytorycznych), to ten biegły nie jest bezstronny. Już samo to stanowi podstawę do wyłączenia biegłego z postępowania karnego (art. 196 § 3 kpk) i cywilnego (art.49 kpc).
Sąd zauważył też, że opinie biegłych w założeniu przede wszystkim mają stwierdzać okoliczności o istotnym znaczeniu dla rozstrzygnięcia sprawy w oparciu o wiadomości specjalne, a nie osobiste uprzedzenia biegłego. (O podobnej sytuacji pisałam w poście: „Biegli od spraw medycznych„.)
Po drugie, Sąd wytknął biegłemu, że wydane przez niego opinie budzą poważne wątpliwości co do ich pełności i logiczności oraz zakresu materiału dowodowego w oparciu, o jaki zostały sporządzone. Biegły nie wziął bowiem pod uwagę ważnego, konkretnego faktu, który wynikał z dokumentacji medycznej z przebiegu porodu…
Nie wierzę w przeoczenie czy przypadek, tym bardziej, że biegły nie uderzył się w piersi po zapoznaniu się z naszymi zarzutami do pierwszej z jego opinii. Gdyby biegły uwzględnił kluczową okoliczność, konkluzja opinii musiałaby być korzystna dla rodzącej, a „wybiórcze” traktowanie istotnych dowodów w sprawie wiele mówi o rzetelności biegłego.
Błędów było znacznie więcej…
Na szczęście, udało się uzyskać opinie innych ekspertów. Okazały się jednoznacznie korzystne dla rodzącej i jednoznacznie negatywnie oceniły postępowanie lekarza, który prowadził poród. Symptomatyczne jest, że według tych opinii, tak jak twierdziliśmy od początku w procesie, rozstrzygające znacznie miał dowód z dokumentacji medycznej, pominięty przez pana profesora.
Fałszywa opinia, prawdziwy biegły
Czy to już się kwalifikuje jako przedstawienie fałszywej opinii lub ekspertyzy mających służyć za dowód w postępowaniu? To przecież przestępstwo, zagrożone karą pozbawienie wolności od roku do lat 10…
Hmm, być może. Póki co, pan profesor medycyny jako biegły ma się znakomicie, wciąż figuruje na liście zaprzysiężonych biegłych sądowych, a za wydanie dwóch opinii, które tak jednoznacznie zostały „zrównane z ziemią” przez sąd, uzyskał łącznie ponad 4 tys. zl. wynagrodzenia.
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Czyli nic tylko zatrudnić się w charakterze biegłego 😉
Brawo Sędzia!!!
To i tak nic, to marne 4 tysiące.Bywają faktury na kilkanaście tysięcy, za kilkadziesiąt stron opinii, gdzie 90% to scany dokumentacji medycznej (technologia sporządzania opinii poszła do przodu, dawniej były to przepisane fragmenty), a góra 3-4 ostatnie strony stanowiły dopiero napisane czcionką 14 „wnioski”. „Wnioski” nieprzypadkowo w cudzysłowiu.
Problem polega na tym, że sędzia wydaje postanowienie o przyznaniu biegłemu wynagrodzenia (zwykle w 100 % zgodnie z wnioskiem biegłego i załączoną kartą pracy, opisującą po kilkadziesiąt godzin na czytanie dokumentacji, następne na analizę literatury, kolejne dziesiątki godzin na sporządzenie opinii itd) przed wydaniem wyroku, a nawet przed tym, jak strony zgłoszą zarzuty do opinii albo jak opinię wyda inny biegły, tej samej specjalności.
Sędzia nie ma wiedzy specjalistycznej (skądinąd, dlatego właśnie ma obowiązek powołać biegłego), więc oprócz zdroworozsądkowej oceny (np. jak długo można czytać akta..), w zasadzie nie jest w stanie ocenić a priori, czy opinią jest mądra czy… nie jest mądra.Przyznaje więc sowite wynagrodzenie za opinię, która na koniec okazuje się nierzetelna czy nic nie warta merytorycznie. I tak przelewają się pieniądze podatników, a procesy trwają latami, bo kolejni biegli latami ciężko pracują na swoje wynagrodzenie. Dlatego uważam, że system opiniowania sądowego trzeba zmienić.