Zajmuję się właśnie sprawą pacjentki, której podczas cięcia cesarskiego pozostawiono w jamie brzusznej chustę operacyjną. Początkowo, kiedy po porodzie stan położnicy był niepokojąco zły, pojawiła się diagnoza bliżej nieokreślonego krwiaka lub guza. U chorej rozwinął się jednak rozległy stan zapalny. Pacjentka cierpiała niewyobrażalny ból, podawano jej przez długi okres antybiotyki. Oczywiście, nie było mowy o normalnej opiece nad wytęsknionym dzieckiem i o karmieniu piersią. W USG wyszło, że przyczyną dolegliwości jest chusta operacyjna, z czasem już w licznych zrostach w jamie brzusznej. Przeprowadzono w trybie pilnym laparotomię. Po operacji naprawczej na brzuchu została ogromna blizna. Na psychice pacjentki nie mniejsza, mimo że od tamtych wydarzeń upłynęło już sporo czasu.
Dlaczego o tym piszę? Ciało obce po operacji brzusznej nie należy do sytuacji science fiction. Według amerykańskich badań do pozostawienia ciała obcego w ciele pacjenta najczęściej dochodzi podczas zabiegów chirurgii ogólnej, ginekologii i położnictwa oraz w ortopedii. Chustę operacyjną, która nie powinna się tam znaleźć, odnajduje się w jamie brzusznej pacjenta średnio z częstotliwością raz na rok w średniej wielkości szpitalu. Czyli – wydawałoby się – rzadko. Można powiedzieć nawet, że zaskakująco rzadko, kiedy się weźmie pod uwagę, że często czytamy czy słyszymy o takich przypadkach.
Ryzyko chusty operacyjnej, czyli jak w Ameryce?
Jak zwykle jest jednak kilka „ale”. Ryzyko, a zatem i częstotliwość faktycznych zdarzeń wzrasta, gdy:
- zabieg jest ze wskazań nagłych,
- następują nieplanowane zmiany w zakresie operacji lub
- waga pacjenta jest wyższa niż przeciętna.
Amerykańskie źródła milczą jednak na temat jeszcze jednego czynnika ryzyka, który wydaje się być nad wyraz aktualny w sytuacji braków kadrowych w polskich szpitalach.
Skład zespołu operacyjnego a sprawa polska
Według mnie ryzyko pozostawienia chusty operacyjnej w jamie brzusznej pacjentki podczas cięcia cesarskiego lub innego zabiegu brzusznego radykalnie wzrasta także wtedy, gdy skład zespołu operacyjnego jest nieprawidłowy.
Tak też zresztą było w opisanym na wstępie przypadku cięcia cesarskiego. Zabieg wykonywał jeden lekarz operator. Zamiast lekarza – „pierwszej asysty”, asystowała mu pielęgniarka instrumentariuszka. Z kolei rolę pielęgniarki instrumentariuszki pełniła salowa. Nie wiadomo tylko, kto w zastępstwie salowej dbał o czystość sali operacyjnej…
Salowa lekiem na całe zło
Faktem jest, że nie ma przepisów prawa, które określałyby skład zespołu operacyjnego. Jest jednak fachowa literatura. Od pielęgniarek pracujących na bloku operacyjnym wymaga się wiedzy w zakresie pielęgniarstwa operacyjnego. Do każdego zabiegu operacyjnego powinny przystąpić dwie pielęgniarki operacyjne, każda ze ściśle określonymi zadaniami: pielęgniarka tzw. „czysta” i krążąca, tzw. „brudna”. Nie jest dopuszczalne zastępowanie pielęgniarki osobą nie posiadającą kwalifikacji.
#ToNieZMojejKaretki
Opisana na wstępie sytuacja nie jest oczywiście jedynym znanym przypadkiem „łatania dziur” kadrowych w szpitalach z oddziałami ginekologiczno-położniczymi i noworodkowymi. Kto jest na FB może śledzić dramatyczne doniesienia spływające z całej Polski do ratowników medycznych To Nie z Mojej Karetki, Ratownicy piszą o tym, jak funkcjonują niektóre oddziały w polskich szpitalach. Gdy w na oddziale patologii noworodka w szpitalu klinicznym jedna położna ma pod opieką 4-6 wcześniaków na respiratorach. Gdy w innym szpitalu salowe na bloku operacyjnym szykują igły do operacji czy zabiegów i „robią” jako brudna pielęgniarka.
Ja sama mogłabym dostarczyć wielu kolejnych przykładów, płynących choćby z nadsyłanych do mnie listów i maili. Chętnie też zapoznam się z Waszymi relacjami w komentarzach.
Rosyjska ruletka
Czy ktoś ma wątpliwości, że w takich warunkach ryzyko powikłań, choćby tak pozornie „wyjątkowych” jak pozostawienie chusty operacyjnej w brzuchu pacjenta, radykalnie wzrasta? Ja nie mam. Dyrektorzy szpitali grają z nami, pacjentami, w rosyjską ruletką.
Fachowo taką sytuację zalicza się do błędów organizacyjnych lub technicznych w ramach pojemnego worka „błąd medyczny”. Odszkodowanie zapłaci szpital, chyba że mu się poszczęści i polisa ubezpieczeniowa wystarczy na pokrycie kosztów takiego hazardowego podejścia do naszego zdrowia.
Ps. 1.
Odezwą się na pewno pielęgniarki i salowe, może też lekarze rezydenci, wysyłani przez przełożonych na straceńcze misje samodzielnych dyżurów czy pełnienia roli, do której nie mają kwalifikacji: co robić? Odmawiać. A jeśli sytuacja jest podbramkowa, to przynajmniej opisywać w dokumentacji medycznej, że dane osoba podejmuje się konkretnej czynności „na wyraźne polecenie oddziałowej/ordynatora/dyrektora” lub że ma to miejsce „w sytuacji zagrożenia zdrowia i życia pacjenta”. Pamiętajcie, że lekarz, który podejmuje się leczenia pacjenta, w sytuacji, gdy nie jest specjalistą z danej dziedziny, gdy dojdzie do błędu medycznego, będzie oceniany tak, jakby tym specjalistą był.
Ps. 2.
O ciałach obcych pozostawionych w pacjencie pisałam już wielokrotnie. Zainteresowanych konkretnymi sprawami, tym, jakie wyroki zapadają i czy trudno jest udowodnić odpowiedzialność szpitali za pozostawioną chustę operacyjną, zapraszam na mój drugi blog pomylkalekarza.pl:
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }