Czy w procesie o błąd podczas porodu szpital może się bronić brakami sprzętu lub lekarzy?
Oczywiście, że może. Szpitale, broniąc się przed odpowiedzialnością za błąd okołoporodowy, uciekają się do najróżniejszych argumentów.
Moim „ulubionym” argumentem (bo tak absurdalnym że trudno w ogóle uwierzyć, że można na coś takiego wpaść) jest ten, że podczas operacji cesarskiego cięcia „z pewnością nie pozostawiono w brzuchu pacjentki chusty, bo pielęgniarka instrumentariuszka i lekarka przeliczyły zużyte podczas operacji materiały i wszystko się zgadzało”. W skrócie: nie, bo nie. Albo: nie, bo my twierdzimy, że nie. Dodam, że pacjentka nie miała nigdy wcześniej żadnej operacji brzusznej! A do wykrycia chusty doszło wkrótce po porodzie drogą cięcia cesarskiego…
Ale do rzeczy. Jak pokazuje powyższy przykład, argumentów na obronę szpitala, od którego pacjent dochodzi odszkodowania za błąd okołoporodowy, jest nieskończenie wiele. Dwa z nich rzeczywiście zaczynają wysuwać się na plan pierwszy.
Czy brak lekarzy odpowiada za wzrost liczby błędów?
Co, kiedy żaden lekarz ginekolog położnik nie chce zatrudnić się w danym szpitalu? Czy okresowe braki kadrowe są problemem rodzącej? W pewnym sensie tak. Niestety rośnie wówczas prawdopodobieństwo, że rodząca nie otrzyma na czas fachowej pomocy przy porodzie.
Wzrasta też ryzyko, że pacjentka trafi w ręce świeżo upieczonych: pani lub pana doktora. Zwykle jest to rezydent, dobrze, jeśli nie tuż po rozpoczęciu specjalizacji… Czy jest możliwe, że źle ocenią ryzyko kontynuowania porodu drogami natury? Jak najbardziej. Aczkolwiek trzeba przyznać, że gdyby nie oczywisty brak doświadczenia rezydentów, to można by na nich w pełni liczyć. Często ich wiedza i zaangażowanie przewyższają kwalifikacje lekarzy „zmęczonych życiem”.
Z punktu widzenia odpowiedzialności za błąd porodowy w szpitalu, kłopoty dyrekcji z pozyskaniem fachowego personelu nie mają jednak dla pacjentów znaczenia. Skoro szpital podjął się udzielania świadczeń, przyjmuje kobiety do porodu, to odpowiada za błąd i kropka. Na przykład za to, że cięcie cesarskie zostało wykonane za późno, bo zespół operacyjny zbierał się zbyt długo. Może anestezjolog musiał dojechać z domu?
Brak sprzętu przyczyną błędu okołoporodowego?
Podobna sytuacja ma miejsce z odpowiedzialnością szpitala za brak odpowiedniego wyposażenia i sprawne działającej aparatury medycznej. Taki na przykład ultrasonograf z funkcją Doppler (USG Doppler). Szpital, który oferuje świadczenia z zakresu położnictwa i ginekologii musi spełnić określone warunki. Bez tego nie dostanie kontraktu z NFZ. Szpitale o wyższym poziomie referencyjnym mają mieć np. odpowiednią ilość aparatów KTG czy aparat USG określonej jakości. Aparat USG z opcją kolorowego Dopplera i obecny w szpitalu lekarz, który ma umiejętność wykonywania zaawansowanych badań USG, to już dziś standard. Niezbędny, by zapewnić bezpieczny poród. Dlaczego?
Bo kiedy pojawiają się nieprawidłowości w badaniu KTG, to należy przeprowadzić kontrolę dobrostanu płodu. Jedną z możliwych metod jest wykonanie badania dopplerowskiego USG albo testu biofizycznego płodu – testu Manninga. W badaniu USG nieprawidłowości przepływu krwi w tętnicy pępowinowej i w tętnicy środkowej mózgu płodu – centralizacja krążenia – wskazują na deficyt tlenowy. Deficyt tlenowy jest jednoznaczny z brakiem dobrostanu wewnątrzmacicznego płodu. Trzeba działać natychmiast. Każda stracona minuta to prosta droga do poważnego niedotlenienia okołoporodowego i MPD.
Błąd lekarski czy błąd organizacyjny?
Niewykonanie badań dodatkowo weryfikujących budzące niepokój zapisy KTG to ewidentny błąd okołoporodowy. Czasem jednak lekarz nie miał możliwości wykonania takich badań, bo szpital nie dysponował sprawnym KTG albo fachowcem, który potrafił wykonać i zinterpretować badanie USG Doppler. Nie możemy wówczas mówić, że to był błąd lekarski. Za organizację szpitala odpowiada jego dyrekcja.
W takich przypadkach to, że w procesie o błąd medyczny pozywa się szpital lub jego ubezpieczyciela, a nie konkretne osoby z personelu, ma sens.
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Byłam w ciąży bliźniaczej. Źle się czułam cała ciążę. Miałam częste wizyty lekarskie. W 28 tygodniu ciąży lekarz stwierdził że powinnam czekac na poród na patologii ciąży ponieważ skracała mi się szyjka. Dzieci były duże ale zdrowe. Kilka dni po przyjęciu na oddział zachorowałam na zapalenie płuc. Po tygodniu poczułam się lepiej ale zaczął boleć mnie brzuch. Skurcze. Zatrzymane lekami. Kiedy wszystko się uspokoiło, pewnego
ranka, nadal na patologii ciąży, odeszły mi wody… Zielone wody – dziewczynki przyszły na świat w 30 tygodniu ciąży. Jedna z córek przez wylew okołoporodowy cierpi na Mózgowe Porażenie Dziecięce.
Wymaga codziennej rehabilitacji. Nigdy nie będzie w pełni sprawna. Zastanawiam się tylko czasami czy wszystko to miało prawo się wydarzyć, kiedy byłam pod opieką lekarzy na patologii ciąży?
30.01.24 r .około g. 19.40 w 29 tygodniu ciąży zostałam przywieziona do szpitala przez ZRM z silnym , rwącym i tkliwym bólem brzucha . Wykonano USG płodu , podano sterydy na szybsze rozwiniecie się płuc dziecka , leki przeciwbólowe i rozkurczające , podano też magnez ( bo dziecko było niespokojne ) , KTG którego nie oceniono , sprawdzono czy jest rozwarcie ( nie było ) . Dodam że dwa lata wcześniej miałam usuwane mięśniaki ( o czym personel wiedział ) . Czułam że jest jest źle i że to nie są bóle porodowe , o czym poinformowałam personel , ale dla nich byłam byłam tylko kolejną rodzącą histeryczka . O godzinie około 1.30 w nocy ból był już nie do zniesienia , zadzwoniłam dzwonkiem po personel , wykonano USG i okazało się że w jamie brzusznej jest krew , pękła macica , przeżyłam horror . Na szczęście dziecko przeżyło . Mijają 3 tygodnie od porodu a ja dowiaduje się że syn został zarażony bakterią gronkowca , mało tego lekarz zasugerował że syn mógł się zarazić ode mnie podczas porodu . Mam ogromny żal do szpitala i wciąż zadaje sobie pytanie czy do tego wszystkiego musiało dojść ? I co jeszcze się wydarzy ….
Szanowna Pani, dziękuję za podzielenie się Pani historią. To, co Pani przeżyła, nie musiało się zdarzyć. Na pewno zabrakło empatii i czujności diagnostycznej po stronie personelu. Życzę dużo zdrowia dla Pani i synka!