Procesy o błędy medyczne to nie tylko moja codzienna praca. Zagadnienia z pogranicza medycyny i prawa to także moja pasja. Dlatego w wolnym czasie chętnie czytam książki, które co prawda nie są akademickimi podręcznikami dla studentów medycyny, ale za to są znacznie bardziej wciągające 😉
Dotychczas moimi wrażeniami z lektury takich pozycji dzieliłam się na moim drugim blogu:
„W szoku. Moja droga od lekarki do pacjentki. Cała prawda o służbie zdrowia”
„Mali bogowie, czyli o znieczulicy polskich lekarzy”
„Będzie bolało”, bo podtytuł brzmi: „Sekretny dziennik młodego lekarza”
O książce Adama Keya „Będzie bolało” napiszę jednak tutaj, bo jest pewnego rodzaju dziennikiem autora z czasów, gdy jako lekarz ginekolog – położnik pracował w brytyjskich publicznych szpitalach.
Żeby was nie zanudzać, to poniżej recenzja w punktach:
- książka dla czytelników o mocnych nerwach – połączenie brytyjskiego humoru z detalicznymi, momentami mocno zniesmaczającymi, opisami działań podejmowanych przez lekarza to prawdziwa mieszanka wybuchowa…
- genialne opisy różnych przypadków związanych z ciążą i porodem, wraz z przystępnym i błyskotliwie dowcipnym słownikim terminologii medycznej (przy czym Key zaznacza: „Będę tłumaczył trudne terminy medyczne, ale jeśli nie wiecie, co to jest stetoskop, powinniście chyba komuś sprezentować tę książkę.”)
- jeśli zastanawiacie się czasem, co lekarzowi w duszy gra, to macie dużą szansę dowiedzieć się z tej książki. Ale nie wiem, czy na pewno tego chcecie 😉 (przy okazji: rzemiosło lekarskie „od kuchni” dobrze też przybliża wywiad, jaki przeprowadziłam z pewnym ortopedą: „Rozmowa o błędach medycznych z lekarzem, któremu nie jest wszystko jedno”)
- książka osadzona jest w realiach brytyjskiej publicznej sieci szpitali, ale jak się okazuje, niewiele nas różni, jeśli chodzi o relacje lekarz – pacjent i warunki, w jakich pracują lekarze.
I na koniec próbka tego, co znajdziecie w książce. Wybrałam kilka najłagodniejszych fragmentów.
Cytaty, czyli poczucie humoru ostre jak skalpel
22 marca 2006 , środa
Obchód oddziału o godzinie trzeciej w nocy. Pacjentka R.O ma dwadzieścia pięć lat i jest w trzydziestym tygodniu pierwszej ciąży. Skarży się, że zauważyła wiele małych, bezbolesnych kropek na języku. Rozpoznanie: kubki smakowe.
30 września 2006, sobota
Na izbę przyjęć trafia sapiąca i dysząca kobieta, u której zaczęła się akcja porodowa. Na moje pytanie o częstotliwość skurczów mąż kobiety odpowiada, że występują one co dziesięć minut, po trzy lub cztery w jednej serii, a każdy z nich trwa około jednej minuty. Wyjaśniam, że muszę zbadać pacjentkę i sprawdzić wielkość rozwarcia.
Mąż twierdzi, że sprawdził to przed wyjazdem z domu – rozwarcie wynosiło 6 centymetrów. Niewielu przyszłych tatusiów decyzuje się zajrzeć pod maskę, dlatego pytam, czy jest lekarzem. Zaprzecza i mówi mi, że jest tynkarzem. „Ale wiem, do czego służy centymetr” – dodaje. Po przebadaniu pacjentki okazuje się, że pomiary wykonane przez jej męża były prawidłowe. Już samo to czyni go bardziej kompetentnym od większości moich kolegów po fachu.
7 lipca 2008, poniedziałek
Pilne wezwania na oddział położniczy. Mąż rodzącej pacjentki, żeby zabić dłużący mu się czas, skakał na piłce do porodu. Spadł z niej i rozbił sobie głowę.
6 lutego 2009, piątek
(…) Kiedyś pewna pacjentka poskarżyła się na mnie, ponieważ nie wyraziłem zgody, by na sali porodowej paliły się świece. „Nie uważam, by moje oczekiwania były nieracjonalne” – napisała, odnosząc się do pragnienia umieszczenia źródła ognia tuż obok butli z tlenem.
3 marca 2010, środa
Planowana cesarka przebiegła bez żadnych komplikacji i właśnie kończę zszywać skórę pacjentki. Kiedy zakładam ostatni mechaniczny szew, asystująca przy operacji pielęgniarka oznajmia, że nie może się doliczyć jednego z chirurgicznych tamponów. Tylko bez paniki, mówimy do siebie, panikując. Sprawdzamy na podłodze i w fałdach obłożenia – ani śladu brakującego tamponu. Zanurzamy ręce w koszu na odpady medyczne, grzebiąc w łożysku i w krwawych skrzepach, zupełnie jakbyśmy brali udział w jakiejś makabrycznej loterii fantowej – wszystko na nic. [Lekarz specjalista] decyduje, że trzeba ponownie otworzyć pacjentkę. Czekamy aż zacznie działać kolejna dawka środka do znieczulenia zewnątrzoponowego. (…) Zabieram się za zdejmowanie dopiero co założonych szwów, gdy nagle do sali operacyjnej wbiega położna, która przynosi nam pomyślne wieści: zaginiony tampon odnalazł się w zaciśniętej piąstce noworodka.” (Więcej o przypadkach, gdy w ciele pacjenta pozostawiono ciało obce można przeczytać tutaj: „Chusta w brzuchu”.)
Gorąco polecam! Z zastrzeżeniem, że wrażliwcy mogą mieć problemy z przebrnięciem przez niektóre historie. Jeśli dotąd nie istniał gatunek literacki w postaci komedio – horroru medycznego, to Adam Key właśnie go zapoczątkował:)
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Witam. Podzielam opinię, że jest to ciekawa lektura. Podebrałam tą książkę mojej córce i bardzo mi się podobała. Pozdr
Dobry wieczór, również podzielam opinię. Książka zakupiona i już rozpoczęta, aż ciarki po plecach lecą 🙂 nie wiem czy którykolwiek z naszych lekarzy połasiłby się na coś takiego 🙂
Wracam do lektury 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂