Jeżeli jakiś prawnik obiecuje, że sprawa cywilna o poważny błąd porodowy potrwa rok czy dwa lata, to kłamie albo nie ma pojęcia, o czym mówi. Oczywiście, nie dotyczy to ugód, ale te się niemal nie zdarzają (chyba, że wtedy, kiedy już wszystko w procesie sądowym jest jasne, dowody przeprowadzone, odpowiedzialność udowodniona, a szpital lub ubezpieczyciel chce uciec spod topora wyroku).
Postępowania sądowe o odszkodowanie za szkody na zdrowiu dziecka, najczęściej spowodowane niedotlenieniem w trakcie porodu, trwają na ogół cztery do pięciu lat. To długo, wiem. Czasem jeszcze dłużej. Ale w praktyce nie da się tego przyśpieszyć, mimo moich i – zdarza się – sądu wysiłków. Dlaczego? Bo to bardzo trudne i wielowątkowe sprawy.
Najpierw trwa batalia o zasadę: czy podczas prowadzenia porodu popełniono błąd? Przesłuchujemy świadków (bywa, że kilkunastu), gromadzimy dokumentację, wreszcie następuje etap biegłych sądowych. Może być jeden biegły ginekolog- położnik, może być też neonatolog, a może być jeszcze kilku innych, gdy na przykład zachodzi ryzyko, że potencjalnie na stan noworodka mogły mieć wpływ schorzenia matki: cukrzyca czy nadciśnienie.
Potem udowadniamy to, że popełnione błędy miały wpływ na stan zdrowia dziecka. Że gdyby nie błędy podczas porodu, noworodek byłby zdrowy albo przynajmniej w lepszym stanie. Kolejni biegli.
Na koniec musimy przekonać sąd, jaki jest stan i potrzeby dziecka. Od tego zależy wysokość zasądzonych w wyroku zadośćuczynienia, odszkodowania i renty na leczenie, rehabilitację i opiekę. To bywa żmudna praca: kiedy rodzice zbierają rachunki i dokumentację medyczną jest łatwiej, ale i tak także na tym etapie bez biegłych się nie obejdzie. Najczęściej jest to biegły neurolog, okulista, ortopeda i fizjoterapeuta.
Wreszcie: szpitalom i ubezpieczycielom nie zależy, żeby zakończyć proces szybko. Po co mają się mierzyć z koniecznością zapłaty czasem milionowej rekompensaty z i tak dziurawego budżetu za kadencji obecnego dyrektora? Nie lepiej, żeby tę żabę musiał zjeść następca, za kilka lat? Pełnomocnicy w apelacji czy skardze kasacyjnej piszą mniej więcej tak:
„Wskazać należy, że w kasie pozwanego Szpitala nie ma środków w wysokości XXX złotych na uiszczenie opłaty od skargi kasacyjnej. Bezspornie, pozwany Szpital obraca określonymi środkami – nawet pomimo tego, że wykazuje stratę. Środki te przeznaczone są jednak na leczenie pacjentów. Wobec powyższego, uiszczenie wpisu sądowego w niniejszej sprawie wiązać się będzie z koniecznością odmowy wykonania świadczeń zdrowotnych pacjentom (w szczególności: zakupy leków i materiałów medycznych oraz wynagrodzenia pracowników). Ograniczenie liczby zabiegów wykonywanych w pozwanym Szpitalu przełoży się na zwiększenie czasu oczekiwania na operację. Upływ czasu powoduje natomiast, że rokowania pacjentów maleją. Innymi słowy, przeznaczenie mniejszych środków na działalność pozwanego Szpitala – na skutek uiszczenie opłaty od skargi kasacyjnej – spowoduje zmniejszenie dostępności zabiegów medycznych.”
Demagogia? Oczywiście. Są środki na leki, na wynagrodzenia dla lekarzy, nie ma dla poszkodowanego pacjenta. I tak w ogóle, to przez poszkodowanego pacjenta, który odważył się skierować sprawę do sądu, cierpią inni pacjenci. Proces można prowadzić za pół darmo, więc szpitale walczą do upadłego.
Dlatego nie ma co zwlekać ze złożeniem pozwu. Proces potrwa, ale za czas jego trwania sąd cywilny przyzna w wyroku odsetki od zasądzonych kwot. Sprawa nie leży „ ot tak sobie” w sądzie – zegar tyka, odsetki są doliczane za każdy dzień.
Tylko wyjątkowo warto poczekać na opinię w postępowaniu prowadzonym przez Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej czy w postępowaniu karnym. Głównie, kiedy sami mamy duże wątpliwości z oceną postępowania lekarzy. Ale już zupełnie nie warto, jak w sprawie, która niedawno do mnie trafiła, zastanawiać się prawie osiem lat, mimo korzystnych opinii biegłych wydanych na zlecenie Prokuratury…
Co prawda, postawiono zarzuty trzem lekarzom, ale zabawa w pozyskanie kolejnych opinii biegłych na wniosek obrońców oskarżonych potrwa zapewne tak długo, że przedawni się karalność. Nawet, gdyby zapadł wyrok karny, to i tak prawdopodobnie z art. 160. § 1.Kodeksu karnego, czyli
„Kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, podlega karze pozbawienia wolności (…)”.
Czy taki wyrok jest załatwia sprawę odszkodowania? Nie. Bo nadal musimy udowodnić to, że popełnione błędy miały zły wpływ na stan zdrowia noworodka i to, jakie są potrzeby dziecka.
Więc jeszcze raz: nie ma co czekać. Czas trwania procesu cywilnego o odszkodowanie za błąd medyczny lepiej wykorzystać na swoją korzyść.
{ 6 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Zupełnie się z tym zgadzam. Prokuratura często w ogóle nie przydaje się do sprawy. Znam wypadek, gdzie prokuratura w sprawach błędnego leczenia, podrabiania i ukrywania dokumentacji medycznej:
1. nie powołała w ogóle biegłych z medycyny,
2. nie zabezpieczyła oryginałów dokumentacji medycznej
Taka sytuacja generuje masę problemów. Poszkodowany na własną rękę musiał udowadniać istnienie dodatkowej dokumentacji i jej fałszerstwo. W końcu to prokurator pomawiał poszkodowanego, że jest gołosłowny, że lekarz ma tę dokumentację. Nie pojechał do niego zobaczyć czy lekarz ją ma.
Ale jest wytłumaczenie, dlaczego ludzie idą do prokuratury z problemami dotyczącymi błędów medycznych: bo wierzą, że prokuratura to organ państwa powołany do stania na straży praworządności. To samo myślą o sądach lekarskich do momentu, gdy sami widzą, ze organa te stoją na straży interesów korporacji lekarskiej i jej członków a nie na straży interesu pacjentów. Poszkodowani wierzą w prawidłowość pracy organów państwa. Często naiwnie…
Jest jeszcze jeden, prozaiczny powód (poza wiarą w sprawiedliwość) – koszty. Prokurator prowadzi postępowanie za darmo, tzn. za tzw. pieniądze podatników (nie lubię tego określenia, bo często szafują nimi szpitale: że ewentualne odszkodowanie będzie musiało być wypłacone z kieszeni „nas wszystkich”, z „pieniędzy podatników”).
Pani Mecenas dopisze przy okazji, że jeśli uraz powoda jest skomplikowany i wymaga opinii instytutu, to na samo sporządzenie opinii czeka się 9-12 miesięcy. A zarzuty do opinii, przesłuchanie osób ją sporządzających (terminy rozpraw) – luźno półtora do dwóch lat 🙂
W środę, 31 sierpnia 2016r. moja siostra urodziła w 38tc synka, który nie przeżył porodu. Rodziła naturalnie. Cała akcja porodowa przebiegała bardzo szybko i sprawnie. W pewnym momencie tętno Maluszka zaczęło spadać i zanikać. Wezwani przez położną lekarze stwierdzili, że sprzęt jest stary i tak się dzieje. Nie wykonali cc. Dziecko zmarło.
Jesteśmy na samym początku walki. Procesu wyjaśniającego.
Zaczęłam się dzisiaj zastanawiać, czy prokurator zabezpieczył właściwy sprzęt KTG? Czy szpital może np. podmienić aparaty? czy one są jakoś sygnowane i pokrywają się z wydrukami? ech, tyle pytań…
o procesie cywilnym na razie nie myślimy. Poczekamy na wyniki postępowania karnego. Oby tylko nie zostało np. umorzone…
Proszę w pierwszej kolejności wystąpić o pełną dokumentację medyczną. Można ja przesłać do mojej kancelarii do oceny. Czy złożyli Państwo zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa?
Oczywiście. Zawiadomienie do prokuratury zostało złożone, a w niespełna godzinę od przyjęcia zgłoszenia prokurator wszedł z policją do szpitala. Zabezpieczył dokumentację oraz sprzęt KTG. Zgłoszenie zostało jednak złożone po 24h. Nie wiem, czy w tym czasie nie dokonywano „prostowania” dokumentów.
Złożyliśmy również wniosek o wszczęcie postępowania wyjaśniającego do Rzecznika Praw Pacjenta.
Cały czas zastanawiam się, do jakiej instytucji mogłabym się jeszcze zwrócić. Media póki co wykluczamy.
Administracyjna sekcja zwłok Maluszka wykazała, że zmarł z przyczyn nieznanych. Jutro mamy poznać wyniki sekcji prokuratorskiej.
Jako że prokurator zabezpieczył dokumentację, nie mamy do niej teraz wglądu. Jak tylko otrzymamy, prześlę Pani do wglądu. Dziękuję.