Poprosiłam znajomych położników o wypowiedź na temat:
„5 najczęstszych sytuacji/zdarzeń/błędów podczas prowadzenia porodu, które odpowiadają za ciężki stan urodzeniowy dziecka, i jak ich uniknąć”.
Pomyślałam, że może to być jak lustrzane odbicie sytuacji rodzącej. Jeśli wiemy co może pójść nie tak ze strony lekarza czy położnej, możemy się – jako pacjentki – spróbować przed tym uchronić.
I wiesz co? Odpowiedzi mnie nie zaskoczyły. Dlaczego? Bo w 100 % pokrywają się z moimi spostrzeżeniami z procesów o błędy przy porodzie. O części jednak – będących trochę „kuchnią” wykonywanego zawodu – nie wiedziałam. Przeczytaj pierwszą wypowiedź. W kolejnych postach będę publikować pozostałe.
Dziękuję położnikom, którym nie jest wszystko jedno, i którzy każdego dnia udowadniają, że przedkładają dobro pacjentki i jej dziecka nad swoje. Dziękuję też za ich szczere wypowiedzi na łamach mojego bloga. Są anonimowe, bo jak to ujął jeden z nich: „– I tak mnie już ledwo tolerują w pracy.Wolę anonimowo. Żeby mi noża w plecy koledzy nie wsadzili na parkingu.*”
***
Wywiad położniczy
Dobrze zebrany wywiad położniczy oceniający przedporodowe czynniki ryzyka może mieć ogromny wpływ na to, jak przebiegnie poród. Wielokrotnie spotykałem się z sytuacją, gdzie nie wiedzieliśmy o tym, że pacjentka np. przeszła operacje wyłuszczenia mięśniaka macicy z otwarciem jamy macicy, co stanowi wskazanie do cięcia. Niedopatrzenie powodowało błędną pierwotnie kwalifikację pacjentki do porodu naturalnego. Efektem było pęknięcie macicy. Ciekawe rozwiązanie takiego problemu panuje w Niemczech. Pacjentka na 3 miesiące przed porodem jest przyjmowana w systemie szpitalnym. Zbierany jest dokładny wywiad. Oceniane czynniki ryzyka. Jest czas na konsultacje.
Brak nadzoru nad dobrostanem płodu
Pomimo jasnych kryteriów co do konieczności stałego monitorowania KTG przy użyciu farmakologicznych metod indukcji czy zastosowaniu znieczulenia regionalnego, wielokrotnie, szczególnie w małych szpitalach, jestem świadkiem braku nadzoru KTG.
Brak wiedzy lekarza i położnej
Brak odpowiedniej wiedzy, regularnych szkoleń i ćwiczeń zarówno oceny parametrów potwierdzających dobrostan płodu (KTG), jak i postępowania w przypadku wystąpienia powikłań. Wielokrotnie jestem świadkiem sytuacji, gdzie prawidłowy zapis KTG jest kwalifikacją do cięcia cesarskiego i odwrotnie: ciężkie, powtarzające się, późne deceleracje U- kształtne uznawane są za normę.
Jeden z takich przypadków dotyczył sytuacji, w której po 40 minutach ciężkich deceleracji płód wszedł w tachykardię z oscylacją milczącą 200 ud/min. Zespół uznał, że tętno się wyrównało… Nie zareagował. Dziecko urodzilo się po 40 minutach w ciężkiej zamartwicy. Nadal nie potrafimy rozpoznać zagrożenia.
Brak doświadczenia (ćwiczeń)
W Polsce nie ma ćwiczeń określonych procedur: dystocja barkowa, wypadnięcie pępowiny, krwotok poporodowy. W sytuacji, gdy na powikłanie nakłada się stres i emocje, tracimy jasność umysłu i trzeźwość podejmowania decyzji. Szkolenie, nagrywanie, pokazywanie gdzie był błąd, stwarza większą szansę na jego uniknięcie i opanowanie sytuacji kryzysowej. Wiele przypadków dystocji barkowej generuje sam personel medyczny. Gdy tylko rodzi się główka, w przekonaniu personelu należy jak najszybciej urodzić płód. Nie daje się czasu na rotację, zwrot zewnętrzny, a za to indukuje się siłowo dystocję, ciągnie za główkę.
Przebieg specjalizacji lekarzy
Ogromnym problemem jest słabe wyszkolenie pierwotne. Spotkałem się z lekarzami, którzy mają specjalizację z położnictwa i ginekologii, a nigdy nie odebrali porodu, nigdy nie robili cięcia, nie szyli krocza. Jest mi niezmiernie przykro to powiedzieć, ale większość staży i szkoleń jest załatwianych na zasadzie „nie martw się, pracuj a ja załatwię pieczątkę”. Nie ma żadnego nadzoru merytorycznego nad procesem kształcenia. Nie ma nadzoru nad procedurami, znajomością których powinien wykazać się lekarz specjalista.
Młody lekarz pracując tylko w jednym ośrodku nasiąka schematami stosowanymi jedynie w tym szpitalu, w tym tymi błędnymi. W UK w toku specjalizacji lekarz pracuje w 10-12 szpitalach. Jeśli nie opanował określonej umiejętności, nie idzie dalej.
Sydrom boga
Wschodni upór, przekonanie o własnej nieomylności, brak dialogu z zespołem prowadzi do dramatów. Jeśli mamy rekomendacje co do użycia zabiegu Kristellera, Vacuum czy kleszczy, należy się do nich stosować.
Pamiętam pacjentkę, stan po cięciu cesarkim. W II okresie porodu ze względu na bradykardię i ustanie czynności skurczowej (znak ostrzegawczy pękniętej macicy) doktor używając siły całego ciała pchał pseudo-Kristellera przez 20 minut. Dziecko urodzono na Apgar 0, gazometria 6.7. Reanimacja na Apgar 1. I zgon dziecka chyba w 10 dobie. Matka z urwaną macicą. Przewieziona transportem lotniczym do nas. Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca. Wydaje się, że wynikała z zacietrzewienia i chęci udowodnienia, że „damy radę urodzić naturalnie”.
Brak analizy błędu medycznego
W Polsce brakuje uczciwej oceny przez zespół popełnionego błędu przy porodzie. Jest on najczęściej zamiatany pod dywan. Błędy były, są i będą. Ale w mojej opinii należałoby dokładnie z calym zespołem przeanalizować zaistniałą sytuację. Uświadomić sobie, w którym miejscu popełniono błąd. I postarać się przeciwdziałać każdej takiej kolejnej sytuacji.
Podam przykład. W szpitalu nie rozpoznano ciężkich zaburzeń elektrolitowych u ciężarnej. Poziom sodu 111. Brak rozpoznania problemu i błędne wyrównywanie – doprowadziło do ciężkiego kalectwa pacjetki. Czy w związku z tym w szpitalu odbyło się szkolenie z zakresu zaburzeń wodno – elektrolitowych. Nie.
Wina organizacyjna szpitala
Ostatnim elementem, jaki mi się nasuwa, to organizacja pracy. Opiszę sytuację, której efektem jest to, że jako szpital płacimy odszkodowanie.
Pacjentka została przyjęta ze względu na słabe ruchy płodu i wątpliwości w zapisie KTG. Dyżurny z Izby Przyjęć powiadomił szefa dyżuru i Trakt Porodowy, że taka pacjentka do nich idzie. Ale… W tym czasie szef dyżuru został wysłany do operacji. A pacjentka została omyłkowo posadzona na innym piętrze, a nie zaprowadzona na Trakt. Znalazła się po 2 godzinach. Dziecko już nie żyło. Lekarz Izby powiadomił i przekazał. Lekarz dyżurny Traktu wiedział, ale poszedł pilnie operować przekazując położnym, że przyjdzie pacjentka, której należy podłączyć zapis KTG. Ale nie doszła i nikt się tym nie zainteresował…. Dopiero, gdy lekarz skończył operację, zaczął szukać pacjentki. I nadal ta sytuacja nie jest rozwiązana. Niby proste przekazanie pacjenta. A jednak organizacyjnie polegliśmy.
CDN
***
Inne wypowiedzi i moje rozmowy z medykami, którzy nie boją się mówić, o kulisach wykonywanego zawodu, znajdziesz tutaj:
„Rozmowa o błędach medycznych z lekarzem, któremu nie jest wszystko jedno” – wywiad z ortopedą
„Zdarzenie niepożądane – wywiad z diagnostą laboratoryjnym”
„Wywiad z położnikiem. Szpital położniczy w dobie koronawirusa”.
*z kontekstu wypowiedzi jasno wynikało, że z tym nożem to hiperbola (mam nadzieję)
{ 4 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Pani Mecenas, ten wpis powinien przeczytać każdy położnik. Zadziwiające jest, że błędy, które często kosztują ludzkie życie, są lekarzom i położnym znane, powtarzalne a jednak obserwujemy brak starań personelu do wprowadzenia zmian, by poprawić bezpieczeństwo ciężarnych. Kilka opisanych przez lekarza dotyczy naszej sytuacji i śmierci mojej córeczki. Rozmawiałam z wieloma kobietami, poszkodowanymi w podobny sposób. Te, które straciły dzieci z tej samej bezpośredniej przyczyny, pokazywały mi niemal bliźniacze zapisy KTG. Jest to przerażające, że lekarze/położne w tak wielu przypadkach nie rozpoznali zagrożenia. Komuś, kto ocenia zapisy na co dzień, czasem powinno wystarczyć jedno spojrzenie na wynik badania, by zacząć podejrzewać, że dzieje się coś złego…
Mnie zastanawia jeszcze jedna kwestia. Rozmawiałam z kobietami, które straciły dzieci z powodu owinięcia pępowiny (na ogół wokół szyi). Pępowina jest traktowana po macoszemu. Brak jak jest jakichkolwiek procedur w tym zakresie. Położnicy uważają, że przecież mnóstwo dzieci rodzi się z owiniętą pępowiną i tylko niewielki odsetek takich porodów kończy się śmiercią dziecka. Statystycznie – pikuś. Jednak tych przypadków jest sporo. Poznałam kilkanaście takich historii. A co mówią lekarze? Ten, który prowadził przez 9 miesięcy moją ciążę, na sali sądowej powiedział, że on to by ciął dopiero przy okręceniu czterokrotnym (i to pomimo zawężenia zapisu)! Inny lekarz, że przy dwóch już by obserwował. Każdy wg własnych przekonań. Uważa się również, że nie zawsze pępowina widoczna jest w badaniu. Być może nie zawsze, ale w kolejnej ciąży odbyłam wizyty u trzech lekarzy i każdy potrafił sprawdzić położenie pępowiny. Trochę nie na temat, ale męczy mnie brak uregulowań w tym temacie.
Za wpis dziękuję, mam nadzieję, że dotrze do sporego grona medyków i położnych.
Świetny wpis! I przedni pomysł na, nomen omen, cykl!
Kilka problemów, przywołanych przez rozmówcę Pani Mecenas, ma charakter ponadspecjalizacyjny, a wręcz systemowy:
a) nieprzeprowadzanie analiz przyczyn błędów medycznych (diagnostycznych, terapeutycznych, technicznych i… opiniodawczych),
b) niski poziom kształcenia podyplomowego (niewykonywanie przez kandydatów na specjalistów wszystkich procedur przewidywanych programami specjalizacji),
c) niepoświęcanie wystarczającej ilości czasu pacjentom lub ekspertyzom (częściowym wytłumaczeniem zjawiska, ale nie jego usprawiedliwieniem, są niedobory specjalistów).
Wpis jak zwykle świetny, opisujący jak z pozoru błaha rzecz może doprowadzić do tragedii. Pani Mecenes jednak nie mogę nie zauważyć pewnej kwestii. Kim w artykule jest personel średni ? Takiej funkcji w polskich szpitalach nie ma już od lat i dobrze by było gdyby zniknęła także z mediów. Medycy to zespół, każdy tam ukończył studia wyższe, wszystkie sukcesy jak i wszystkie porażki są efektem lepszej lub gorszej współpracy. Do zespołu należą również pracownicy niemedyczni jak np ekipa sprzątająca ale ich również nie stopniujemy bo są równie ważni. To niby drobnostka ale ma Pani ogromne zasięgi i takie nazewnictwo nie dość ze jest dość krzywdzące dla osób nie lekarskich to co gorsze utrwala w społeczeństwie obraz jednego mądrego czyli lekarza i reszty ekipy po szkole branżowej co to na medycynie niekoniecznie się zna. Pozdrawiam
Dzień dobry, słuszna uwaga, dziękuję za wnikliwą lekturę, już zmieniłam:) Swoją drogą, to był cytat z wypowiedzi lekarza… Jolanta Budzowska